Opera na szklanym ekranie – „Kobieta pod presją”

Wiem, że ostatnio dość sporo pisałem o związkach opery z filmem, ale natrafiłem na prawdziwą perłę. „Kobieta pod presją”, świetny obraz obyczajowy, opowiada o trudach małżeństwa Mabel i Nicka. Para w średnim wieku doczekała się trójki dzieci, domku na przedmieściach i finansowej stabilizacji, jednak nad ich związkiem zawisły ciężkie chmury. Rutyna, różne oczekiwania wobec życia i wymagania społeczeństwa wobec Mabel doprowadzają panią domu do coraz większej nerwicy, która może się przerodzić w obłęd…

Podstawowym zagadnieniem filmu jest miłość pomimo różnic charakteru, oczekiwań względem życia i relacji z otoczeniem. Nicka moglibyśmy nazwać typowym „bohaterem z ludu” – wykonuje prace fizyczne, jest uczciwy, nie wymaga przesadnie dużo od życia, ma proste zasady i zawsze otaczają go przyjaciele. Mabel to gospodyni domowa, stroniąca od ludzi, ale gdzieś w głębi serca poszukuje czegoś więcej. Kobieta ma trudny charakter, jest przesadnie rozemocjonowana, a ukojenie znajduje tylko w operze.

No właśnie, opera… To, jak wielki będzie miała wpływ na historię tego filmu, najlepiej oddaje jego pierwsza minuta – zanim rozpocznie się jakikolwiek dialog, usłyszymy dialog Rajmonda i Henryka z „Łucji z Lammermooru”: Udir… /Udir non vò! – czyli (dosłownie) Posłuchaj…/ Nie będę (cię) słuchał! A zatem brak chęci porozumienia będzie motywem przewodnim filmu.

Inny znaczący fragment operowy to scena, gdy Nick gości swoich kolegów z pracy. To w dużej mierze potomkowie włoskich imigrantów, a więc nie dziwota, że przy obiedzie  śpiewają sobie włoskie piosenki. Po chwili jeden z nich (akurat Afroamerykanin) spontanicznie intonuje Celeste Aida. Romantyczna aria nie robi na Nicku wielkiego wrażenia, za to doprowadza do euforii Mabel – to jeden z pierwszych kamyków zwiastujących wielką awanturę. Swoją drogą, ta scena kojarzy mi się ze „Skąpcem”, gdzie Harpagon okazywał dalece idącą sympatię każdemu, kto podzielał jego manię…

Jednak bezwzględnie najważniejszym motywem operowym jest kwartet zamykający trzeci akt „Cyganerii”. I właściwie w tym momencie muszę, niestety, zdradzić kluczowe elementy fabuły. Jeżeli ktoś jeszcze nie widział tego filmu, to szczerze polecam go obejrzeć i wrócić tu po seansie. Pozostałych zapraszam do następnego akapitu.

Nie mogę wyjść z podziwu, jak bardzo duże pole do interpretacji zostawia ten utwór. Rozstanie Mimi i Rudolfa przebiega w pogodnej, przyjacielskiej atmosferze, zaś w tle słyszymy gwałtowną kłótnię Musetty i Marcela. Przez cały film zastanawiałem się tylko, którą parą mają być Mabel i Nick. I w końcu uderzyła mnie jedna myśl – a może  są jedną i drugą?

Operowy związek Mimi i Rudolfa pozornie wygląda na sielankowo hollywoodzki – oboje są powszechnie lubiani, pogodzeni ze swoim życiem i nie żądają od życia zbyt wiele. Ich rozstanie przebiega gładko, a gdy Mimi umiera w akcie IV, dawni kochankowie czule się żegnają. Z kolei Marcelo w pierwszym akcie wspomina ze złością Musettę, para wraca do siebie w akcie II (po krótkim przekomarzaniu), a w następnym akcie rozstają się po ostrej awanturze. Ale koniec-końców to wszystko wskazuje na to, że schodzą się w akcie IV, a ich przyszły związek może być nawet trwalszy. I te historie miłosne, świetnie korespondują ze związkiem Mabel i Nicka. Zaczynają jako udane, zgodne małżeństwo – Mabel ma opinię ekscentrycznej, ale poczciwej pani domu, a Nick jest lubiany przez kolegów. Co prawda małżonek zdaje sobie sprawę z dziwactw ukochanej, jednak zawsze kwituje to stwierdzeniem Wiem, że jesteś wariatką, ale i tak cię kocham. I, co ważne, jest w tym szczery.

Lecz ten układ zaczyna się rozpadać – aspołeczność Mabel coraz gorzej znosi tytułową społeczną presję, zaś uczciwa miłość męża przestaje wystarczać. Postępujące lęki pani domu przeradzają się w szaleństwo, a w domu coraz łatwiej o awanturę. Koniec-końców kobieta ląduje w szpitalu i trafia na terapię.

Gdyby Nick i Mabel trzymali się wcześniej przyjętych wzorców (w stylu Mimi i Rudolfa), powrót żony byłby prawdopodobnie zakończeniem filmu. Na szczęście twórcy mają dość rozsądku, by doprowadzić sprawę do końca. Konflikty przypominają trochę mistrzowską „Jesienną sonatę”, jednak tu uprzedzenia, tłumione żale i różnice charakteru przegrywają ze szczerym uczuciem i wzajemną troską (jak u Musetty i Marcela). Ostatnie awantury oczyszczają atmosferę i para zostaje razem. Całość kończy się happy endem, ale nie na tyle przesłodzonym, bym przestał wierzyć w tych bohaterów.

Od strony technicznej, film prezentuje się bardzo dobrze, choć nieidealnie. Co prawda przypomina produkcję telewizyjną z niewielkim budżetem, ale dzięki temu zyskuje na „realizmie”. Gena Rowlands bardzo dobrze oddaje histeryczny, przerysowany, nieco operowy charakter znerwicowanej żony, jednak największą gwiazdą jest znakomity Peter Falk (jeden z najbardziej zmarnowanych aktorów w historii kina). Z niedociągnięć filmu wspomniałbym o przeciągniętym akcie drugim, zabrakło mi też lepiej nakreślonych bohaterów drugoplanowych. Tym niemniej, „Kobieta pod presją” to piękne studium psychologiczne, w raczej europejskim niż amerykańskim stylu.

Informacje o poprostuopera

Pasjonat opery, dobrej literatury i gier RPG. Operę pokochał w szkole podstawowej i jest jej wierny od dobrych dwudziestu lat. Preferuje starą szkołę, choć nie odrzuca wszystkiego, co oferuje współczesna opera. Ponieważ gust prowadzącego zmieniał się przez te wszystkie lata, wiele starych wpisów (zwłaszcza tych dotyczących nagrań i ulubionych śpiewaków) jest częściowo nieaktualnych. Najstarsze wpisy (zwłaszcza z lat 2011-2018) podlegają regularnej aktualizacji. Wszelkie prawa zastrzeżone: kopiowanie, powielanie i przekształcanie artykułów za zgodą autora (proszę pisać maila na adres poprostuopera@gmail.com, na pewno odpowiem)
Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Opera na szklanym ekranie – „Kobieta pod presją”

  1. Pingback: Na prima aprilis – dlaczego, pomimo oczywistych wad, „Columbo” wciąż zachwyca? | poprostuopera

Dodaj komentarz