Ewa Podleś (1952-2024) – żegnamy Contralto Assoluto cz. 1

Początek roku przywitał nas bardzo smutną wiadomością – w wieku 71 lat zmarła Ewa Podleś, sławny kontralt i gwiazda światowych scen. Jedna z najbardziej rozpoznawalnych śpiewaczek naszej ojczyzny przegrała walkę z rakiem płuc. Niestety, czas pożegnać kolejną gwiazdę.

Trzecie rodzinne podejście do podbicia światowych scen

Nasza bohaterka dorastała w bardzo specyficznym otoczeniu. Jej matka, Teresa, marzyła o karierze primadonny, ale ciężko jej było pogodzić naukę i utrzymanie się w wielkim mieście. Koniec-końców, jeszcze przed drugą wojną światową wyszła za dwadzieścia lat starszego Walerego Podlesia. Co prawda autorka biografii naszego kontraltu pisze o okolicznościach zawiązania tego związku dość dyplomatycznie, ale nie sposób uciec od przypuszczenia, że ojciec Ewy chciał mieć młodą żonę, a Teresa szukała kogoś z zasobnym portfelem.

Jak łatwo się domyślić, czasy wojenne nie wpłynęły dobrze na to małżeństwo. Nie tylko z powodu zawieruchy dziejów, ale i tego, że pan Podleś stracił lukratywny etat. Koniec-końców do rozwodu nie doszło, jednak nie był to najromantyczniejszy i najbardziej rozbudowany emocjonalnie związek. Mimo wszystko, w 1942 roku przychodzi na świat ich pierwsza córka, Julianna. W czasie wojny mąż Teresy rzadko pokazuje się w Warszawie, ale od 1945 rodzina znów trafia pod wspólny dach. Matka Ewy może wreszcie realizować swoje marzenie, by śpiewać w operze, ale z racji braku ról dla kontraltów, występuje w chórze lub śpiewa epizody. Do tego ma na utrzymaniu rodzinę – Waldemar pozostaje mężem Teresy i zostaje ojcem ich drugiej córki (nasza bohaterka przychodzi na świat w 1952), ale prowadzi życie na mieście, a do domu wraca głównie by przespać się po pijackiej libacji albo wszczynać awantury. We wspomnieniach Ewy ojciec jest dla niej dosłownie nikim i od samego początku trzymała go na dystans.

Tymczasem matka zabiera młodszą córkę do teatru na próby, gdzie dziewczynka czuje się doskonale. Mała Ewa ma szczęście – szybko dostrzeżono jej swobodę sceniczną i aktorstwo, i już w wieku trzech lat debiutuje na deskach Teatru Roma jako syn Cio-Cio-san w „Madamie Butterfly”, u boku wówczas znanej śpiewaczki Aliny Bolechowskiej. Podobno w czasie spektaklu dziecięca aktorka (nie mając oczywiście takiego tekstu w partyturze) w odpowiednim momencie dramaturgicznym spontanicznie krzyknęła „Mama, mama!”. Prawdopodobnie z powodu tej świetnej scenicznej intuicji mogła grać tę rolę tak długo, jak diwa Bolechowska była w stanie nosić ją na rękach.

W podobnym czasie Julianna, dysponująca pięknym kontraltem (zatem pewne rzeczy pozostają w rodzinie) bierze potajemnie lekcje, szykując się by pójść w ślady rodzicielki. Niestety, sekretna edukacja nie skończyła się dla niej dobrze – młoda kobieta przepłaciła to utratą głosu. To nie koniec rodzinnych problemów: chociaż Teresa powoli, bo powoli pnie się w karierze, w 1965 zalicza bolesny upadek, który kończy się złamanym biodrem. Nieudana operacja tylko pogarsza sprawę i matka Ewy przez dwa lata jest przykuta do łózka. Choć odzyskuje częściowo sprawność, nie jest w stanie już normalnie chodzić i na pewno nie da rady wrócić do śpiewania, mimo ledwie czterdziestu pięciu lat na karku. Mniej więcej w tym czasie pan Podleś oświadcza żonie, że na tym koniec i wyprowadza się do innej kobiety. Wsparcia Teresie udziela siostra Walerego, Maria i jej mąż, Stefan. Sytuacja robi się dość niecodzienna, bowiem po jakimś czasie szwagierka Teresy umiera, a podwójne nieszczęście zbliża do siebie matkę Ewy i Stefana… Ostatecznie zostają parą, co nasza primadonna wspomina z niekłamaną ulgą, żywiąc o wiele cieplejsze uczucia do emerytowanego kierowcy ambulansu niż do pochodzącego z elit ojca.

W 1972 Ewa zdaje do Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie, gdzie cieszy się reputacją jednej z najlepszych uczennic. Żeby było zabawniej, trafia do klasy… Aliny Bolechowskiej. Panie świetnie się dogadują i nauka przebiega w bardzo serdecznej atmosferze. W 1975 śpiewaczka występuje w „Cosi fan tutte” na deskach Opery Narodowej, natomiast za jej pełnoprawny debiut najczęściej wskazuje się spektakl „Cyrulika sewilskiego” z 1976. Zdobyła tę rolę dzięki zwycięstwu w Międzyuczelnianym Konkursie Wokalnym.

A skoro już mówimy o konkursach…

Wielkie nagrody i wielka miłość

Koniec lat 70-tych był dla Podleś nadzwyczaj intensywny – choć wszystko wskazywało na to, że będzie gwiazdą na deskach krajowych scen, marzyła o wielkim sukcesie międzynarodowym. By tego dokonać, należało wygrać w którymś z cenionych konkursów wokalnych. Udaje jej się zdobyć drugie miejsce w Atenach i Genewie, ale przełom nastąpił rok później, gdy dostała się na jedno z najbardziej prestiżowych wydarzeń wokalnych dla młodych solistów – mowa tu o Konkursie im. Piotra Czajkowskiego. Zajmuje trzecie miejsce (pierwsze jako nie-Rosjanka), zaskarbiając sobie miłość tamtejszej widowni i Iriny Archipowej, największej rosyjskiej mezzosopranistki tamtych czasów.

To wyróżnienie bardzo poprawiło status Ewy – po powrocie do ojczyzny z miejsca wręczają jej kontrakt na występy w Warszawie, w jej mieszkaniu montują linię telefoniczną, dostaje talon na fiata oraz zgodę na otrzymywanie wynagrodzenia w dewizach. Choć następne lata jej kariery są owocne, powoli zarysowują się pierwsze poważne przeszkody – między innymi śpiewaczka potrzebuje więcej czasu na poznanie kolegów i koleżanek ze sceny, lubi mieć żywy kontakt z publicznością, a w przyszłości pojawią się przekomarzania z dyrygentami, którzy nie lubią odstępstw od partytury kosztem swobodnej atmosfery spektaklu.

Mimo już osiągniętej wysokiej pozycji, śpiewaczka wyrusza na kolejne zawody – tym razem aż do Rio de Janeiro. Nasza bohaterka zalicza przesiadkę w Paryżu po którym oprowadza ją Jerzy Marchwiński, znany pianista, z którym w Warszawie odbyła pierwszą próbę do brazylijskiego konkursu. Jednak dopiero w Paryżu mają okazję lepiej się poznać. Do Rio przylatują już jak dobrzy przyjaciele, a w czasie miesięcznego pobytu zagranicą ich uczucie rozkwita. Ewa wraca z Ameryki Południowej z podwójną nagrodą – wygrywa w konkursie i wraca z mężczyzną, który niebawem zostanie jej mężem. Od tego momentu następuje wielka stabilizacja w życiu prywatnym śpiewaczki, pasmo regularnych występów w teatrach operowych na całym świecie, a z czasem i pierwsze nagrania w studiu.

W czasie powrotu z Brazylii, młoda stażem para zostaje jeszcze na kilka dni w Paryżu, przeżywając piękne, romantyczne chwile. Tak całkiem prywatnie zastanawia mnie, czy Ewa miała świadomość ryzyka, że pod pewnymi względami wchodzi w buty swojej matki, wiążąc się z o wiele starszym mężczyzną (17 lat), w dodatku będącym już po rozwodzie (wcześniej był mężem Haliny Słonickiej, z którą miał córkę Annę, znaną pianistkę). Na szczęście wszystko jakoś się ułożyło. Co prawda prawdopodobnie z powodu problemów przy porodzie małżonkowie doczekali się tylko jednego dziecka (córki Ewy-Marii, którą na co dzień nazywali Marysią), jednak pozostali parą aż do śmierci pianisty w 2023. Zresztą primadonna przeżyła go o raptem dwa miesiące – wiem, że chorowała od jakiegoś czasu, ale podejrzewam, że mógł tu mieć miejsce syndrom złamanego serca.

Mąż, jego córka i zwycięzca konkursu Chopinowskiego

Marchwiński przez lata był także stałym partnerem scenicznym naszej primadonny (jako pianista w czasie recitali) i zawsze służył żonie dobrą radą. Para podróżowała i mieszkała razem, to w Polsce (przeprowadzali się kilkukrotnie, ale głównie w okolicach Warszawy), to we Francji (chcieli nawet osiąść na stałe i stworzyć tam swoją bazę, lecz pokonała ich francuska administracja), to w Hiszpanii. Niestety, na początku lat 90-tych Marchwińskiemu coraz mocniej dokuczała prawa ręka, ostatecznie zmuszając go do przerwania kariery. Dla Podleś był to cios, bowiem zawsze miała problemy przed otwarciem się na nowych partnerów, a pianista dla śpiewaczki lubującej się w recitalach to nie byle kto. Ostatecznie początkowo zdecydowano się na… córkę Marchwińskiego z pierwszego małżeństwa (nie ukrywam, ta decyzja trochę mnie zaskoczyła i to nie z powodów muzycznych), a na późniejszym etapie kariery często śpiewała u boku zwycięzcy konkursu Chopinowskiego, Garricka Ohlssona. Pomimo zmian pianistów, Marchwiński wciąż doradzał żonie w kwestiach muzycznych.

By zakończyć ten wątek pogodną nutą, pozwolę sobie zacytować komentarz Brigitte Cormier, która tak opisuje polskich mężczyzn (w kontekście Marchwińskiego) – Chociaż Jerzy jest od Ewy o wiele starszy, należy przyznać, że jest niezmiernie pociągający ze swymi kręconymi, lekko siwiejącymi włosami, okalającymi młodzieńczą twarz i swym pełnym szczerości spojrzeniem niebieskich oczu. I dalej – tu już ogólnie o polskich mężczyznach (fragment załączony przeze mnie w duchu męskiej solidarności, skoro tak rzadko nas się komplementuje): Charakteryzuje go wdzięk szlachetnych Polaków, o których Jean-Paul Couchoud, dyrektor Instytutu Francuskiego w Warszawie w latach siedemdziesiątych napisał trafnie: „Trudny do zdefiniowania czar, w skład którego wchodzą pogoda ducha, rozmarzenie, swobodne maniery, szczodrość serca, ciekawość wobec drugiego człowieka, całkowity brak wulgarności i spora dawka niepewności siebie.”

Ponieważ materiału do opowieści zostało jeszcze sporo, a nie ukrywajmy, że żegnamy się z jedną z najsławniejszych polskich śpiewaczek operowych, zdecydowałem się podzielić wpis na dwie części. W następnej odsłonie opowiem przynajmniej skrótowo o karierze naszej śpiewaczki, o jej repertuarze, dyskografii i choć kilku przygodach scenicznych. Nie ukrywam, że nie może również zabraknąć dłuższego komentarza na temat głosu Ewy Podleś i tego jak bardzo się zmienił w stosunku do pierwszych występów – ale czy na korzyść, czy niekoniecznie, to już przy kolejnej okazji.

Informacje o poprostuopera

Pasjonat opery, dobrej literatury i gier RPG. Operę pokochał w szkole podstawowej i jest jej wierny od dobrych dwudziestu lat. Preferuje starą szkołę, choć nie odrzuca wszystkiego, co oferuje współczesna opera. Ponieważ gust prowadzącego zmieniał się przez te wszystkie lata, wiele starych wpisów (zwłaszcza tych dotyczących nagrań i ulubionych śpiewaków) jest częściowo nieaktualnych. Najstarsze wpisy (zwłaszcza z lat 2011-2018) podlegają regularnej aktualizacji. Wszelkie prawa zastrzeżone: kopiowanie, powielanie i przekształcanie artykułów za zgodą autora (proszę pisać maila na adres poprostuopera@gmail.com, na pewno odpowiem)
Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz