Złe dobrego początki, a koniec radosny – „Cyrulik sewilski” cz. 3 (dyskografia)

Słowo wstępne (aktualizacja 2022):

Dyskografia „Cyrulika sewilskiego” obejmuje (według tego portalu https://www.operadis-opera-discography.org.uk/CLROBARB.HTM) ponad 130 pozycji i jestem szczerze przekonany, że to liczba mocno zaniżona. Przesłuchanie wszystkiego jest oczywiście możliwe, ale po pierwsze, nie dysponuję nieograniczoną liczbą wolnego czasu, po drugie – w pewnym momencie istnieje ryzyko wejścia w bolesne okowy rutyny. W tym wypadku zdecydowałem się ograniczyć do 50 wersji. Będą to nagrania najbardziej obiecujące (choć oczywiście istnieje ryzyko, że zestaw gwiazd nie zagwarantuje poziomu) i nagrania najgłośniejsze. Część pozycji jest po krótce oceniona przy głośniejszych/lepszych wersjach w podobnej obsadzie.

Jeśli chodzi o ogólne spostrzeżenia, to uważam, że większość nagrań „Cyrulika sewilskiego” jest przynajmniej przyzwoita, dlatego nie potrzebowałem tworzyć listy nagrań audio, których nie polecam (inaczej jest z wersją wideo).

Wszystkich rozczarowanych brakiem tych, czy nie innych pozycji z góry przepraszam i zachęcam do komentarzy.

I co do Waszych uwag, drodzy Czytelnicy – z racji tego, że sporo się zmieniło przez ostatnie 11 lat, to obawiam się, że sporo komentarzy pod wpisem (tych sprzed XII 2022) stało się nieaktualnych. Bardzo przepraszam za niedogodności.

Jeśli chodzi o pierwsze nagranie, to prawda jest taka, że ja wychowywałem się na pierwszym polecanym nagraniu wideo i bardzo je polecam. Jeśli chodzi o nagrania audio, to uważam, że pierwsze 6 nagrań trzyma bardzo podobny poziom i tu możecie śmiało przesuwać sobie „drabinkę” w zależności od Waszych preferencji.

A zatem, nie przedłużając…

Nagrania (wersja audio): 

1. Rolando Panerai, Teresa Berganza, Luigi Alva, Fernando Corena, Ivo Vinco, Josephine Veasey, chór i orkiestra ROH, Covent Garden, dyr. Carlo Maria Giulini (na żywo, 1960),

Nagranie z Londynu odkryłem kilka lat temu i od razu przytuliłem do serca. Obecnie, to jeden z moich ulubionych „Cyrulików…”. Po pierwsze, mimo, że to nagranie na żywo sprzed ponad 60-ciu lat, dźwięk jest bardzo, bardzo porządny i raczej nikt nie powie, że słychać jedynie trzaski i szumy. Po drugie, zawsze uważałem, że Rolando Panerai to jeden z największych wykonawców głównej roli i… po tym spektaklu nic się nie zmieniło. Towarzyszy mu urocza i pełna wdzięku Berganza i jak zawsze elegancki oraz pełen arystokratycznej werwy Alva. Fernando Corena nigdy nie był „moim” śpiewakiem, ale tu daje jeden z najlepszych występów w swojej karierze. Vinco to może nie Siepi czy Ghiaurov, jednak to z pewnością bardzo udany Basilio. Towarzyszy im bardzo dobry Berta i, przede wszystkim – cała ekipa dostaje wspaniałe wsparcie od Giuliniego, który szaleje w kanale orkiestrowym niczym rozbrykany uczniak. Cudowna pozycja!

2. Enzo Mascherini, Giulietta Simionato, Giuseppe di Stefano, Gerhard Pechner, Cesare Siepi, Concha de los Santos, chór i orkiestra Palacio de las Bellas Artes, dyr. Renato Cellini (na żywo, 1949),

Nagranie z Meksyku jest obecnie w dość średniej jakości dźwięku, ale może jeszcze je poprawią. Jednak, choć pojawiają się problemy techniczne, lekkie skróty i nieco staroświecka maniera śpiewania, sekstet solistów wynagradza wszystko z nawiązką. Mascherini dysponuje olbrzymim głosem, charyzmą porywa tłumy i prezentuje wyborną formę. Towarzyszy mu nieco dojrzalsza niż zwykle, ale wciąż pełna kokieterii, mistrzowsko zaśpiewana Rozyna Simionato. Co do Giuseppe di Stefano – był on tenorem, który w pierwszej dekadzie swojej kariery dysponował jednym z najpiękniejszych głosów w dziejach muzyki. I, jeśli śpiewał odpowiedni dla siebie repertuar i nie był skrępowany obecnością Callas, to potrafił wyczyniać rzeczy niesamowite. Tak jest i tu. Towarzyszący im Gergard Pechner nie jest może takim objawieniem wokalnym jak pozostała piątka, ale i on może się podobać (do tego śpiewak znakomicie gra). Młody Siepi doskonale bawi się rolą Don Basilia i jego La calunnia porywa tłumy, także Berta Conchy de los Santos wcale nie stoi na straconej pozycji. Wspaniała rzecz, bezwzględnie jedna z najlepszych płyt.

3. Gino Bechi, Victoria de los Angeles, Nicola Monti, Melchiorre Luise, Nicola Rossi-Lemeni, Anna Maria Canali, orkiestra i chór di Milano, dyr. Tulio Serafin (różne firmy, 1952),

Pamiętam, że jak oceniałem tę płytę 11 lat temu (ale ten czas zasuwa) i wówczas średnio mnie przekonała. Teraz biję się w piersi – to wspaniała pozycja. Obsada jest w zasadzie bez słabego ogniwa: de los Angeles brzmi może nawet lepiej niż w drugim studyjnym nagraniu 10 lat później, Bechi był jednym z najwspanialszych głosów XX wieku i to się słyszy, Monti i Rossi-Lemeni może nie osiągają takich szczytów, ale to wciąż wspaniali, doświadczeni artyści. Trochę się bałem, jak zaprezentuje się Melchiorre Luise i choć nie jest to najlepszy Bartolo jakiego słyszałem (i to chyba najsłabsze ogniwo tej obsady), to wciąż prezentuje akceptowalny poziom. Tym bardziej, że mamy świetną Bertę (jak zaraz zobaczycie, generalnie wytwórnie mają szczęście do tej roli) i znakomitego Serafina za pulpitem. Piękna płyta, bezwzględnie jeden z najlepszych „Cyrulików”.

Aha, istnieje jeszcze spektakl na żywo (z tego samego roku, z La Scali), w bardzo podobnej obsadzie (Gino Bechi, Dora Gatta, Cesare Valetti, Melchiorre Luise, Nicola Rossi-Lemeni, Anna Maria Canali, dyr. de Sabata) – to również bardzo, bardzo piękna rzecz, choć stawiam trochę wyżej wersję Serafina. Pomimo świetnego poziomu, tu dźwięk jest sporo gorszy i jednak wolę primadonnę ze studia. Jednak to też bardzo mocna pozycja!

4. Renato Capecchi, Teresa Berganza, Luigi Alva, Fernando Corena, Ugo Trama, Marilyn Tyler, Nederlands Kamerkoo, Residentie Orkest, dyr. Carlo Maria Giulini (na żywo, 1962),

Nagranie z 1962 to znakomity, swobodnie (może miejscami ciut za swobodnie) prowadzony spektakl. Mamy znakomitą szóstkę solistów, którzy nawet jeśli miejscami trochę za bardzo dają się porwać atmosferze imprezy, to prezentują fantastyczny poziom. Capecchi ponownie udowadnia, że jest jednym z najbardziej niedocenianych barytonów w dziejach, Berganza ewidentnie miała ochotę zagrać bardziej komediowo niż zwykle i wybornie jej to wychodzi, również Alva miał świetny wieczór. Pan Trama nie jest może najsławniejszym z basów, lecz ten spektakl może sprawić, że bardziej zainteresujecie się jego działalnością. Fernando Corena nie brzmi aż tak magicznie jak w spektaklu londyńskim, jednak wciąż trzyma poziom. A o pani Marylin Tyler muszę koniecznie poczytać, bo jakim cudem ta kobieta nie zrobiła kariery, to ja nie wiem…

Owszem, miejscami zdarzają się problemy dźwiękowe, ale mimo wszystko – to bardzo piękna rzecz, jeden z najlepszych „Cyrulików”.

5. Robert Merrill, Roberta Peters, Cesare Valetti, Fernando Corena, Cesare Siepi, Jean Madeira, chór i orkiestra Metropolitan Opera, dyr. Albero Erede (na żywo, 1954),

O kurcze! Ten spektakl wziął mnie z zaskoczenia. Po liście nazwisk spodziewałem się, że będzie dobrze, ale nie wierzę, że tak fenomenalne przedstawienie przeszło prawie bez echa. Mam wrażenie, że Robert Merrill jest u nas średnio popularny, a szkoda, bo był to wybitny baryton, o niesamowicie szerokim repertuarze. Tu śpiewa lekko, zabawnie, ale wciąż dużym, pełnym głosem. Z Robertą Peters jest trochę jak z wieloma Rozynami z tamtych lat: popisują się nadmiernie, uparcie ignorując co jest w nutach. Tyle, że czasem czują vis comica dzieła, a czasem prezentują pustą, jarmarczą rozrywkę. Na szczęście tu mamy ten pierwszy przypadek. Cesare Valetti nigdy nie był moim ulubionym tenorem (chętnie wymieniłbym go tu na di Stefano albo Alvę), ale „obiektywnie” daje bardzo ładny występ. Corena znów prezentuje formę, a Siepi jest absolutnie wstrząsającym Basiliem. Jean Madeira (którą wysoko cenię za późniejsze nagranie „Balu maskowego”, gdzie była znakomitą Ulryką) tworzy uroczo zrzędliwą, świetnie zaśpiewaną Bertę. Całej ekipie towarzyszy znakomicie wsparcie Alberta Erede. Wspaniała pozycja, do tego w bardzo ładnej jakości dźwięku.

6. Titto Gobbi, Maria Callas, Luigi Alva, Melchiorre Luise, Nicola Rossi-Lemeni, Anna Maria Canali, orkiestra i chór La Scali, dyr. Carlo Maria Giulini (różne firmy, na żywo, 1956),

Przyznaję, że wobec spektaklu z 1956 miałem ogromne oczekiwania. I choć wciąż uważam całość za świetny projekt, o tyle gdzieś w głębi serca jestem trochę rozczarowany. Wciąż mamy wspaniale dyrygującego Giuliniego, młodzieńczego i pełnego zapału Alvę oraz Gobbiego, który doskonale się bawi. Panowie Luise i Rossi-Lemeni może nie są moim ulubionym duetem Bartolo-Basilio, jednak wciąż prezentują wysoką klasę. Pozostaje Callas i jej Rozyna – o ile uwielbiam jej interpretację w nagraniu studyjnym, o tyle tu mam drobny problem (ciekawa rzecz, zwykle jest na odwrót). To znaczy, to wciąż piękny głos, natomiast zastanawiam się, czy primadonna nie przeniosła za bardzo konfliktu wśród widzów do samego spektaklu. Lekcja śpiewu jest, delikatnie mówiąc, mało ortodoksyjna i bardzo ostentacyjnie nastawiona na popis, trochę jakby sopranistce bardziej zależało na poklasku widowni niż dramaturgicznej głębi. Do tego śpiewakom zdarzają się lekkie nieskoordynowania i jakość dźwięku jest nie najlepsza.

Nie zrozumcie mnie źle, to wciąż wspaniała płyta, na pewno jeden z najlepszych „Cyrulików” (i na pewno jeden z najbardziej wyrównanych „Cyrulików”), ale przy takim zestawie nazwisk i takim dyrygencie spodziewałem się definitywnego pierwszego miejsca. Może to mój błąd i oczekiwania miałem trochę za wysokie.

7. Nicolae Herlea, Reri Grist, George Shirley, Fernando Corena, Cesare Siepi, Gladys Kriese, chór i orkiestra Metropolitan Opera, dyr. Silvio Varviso (różne firmy, na żywo, 1966),

Znalezienie jakiegokolwiek nagrania „Cyrulika” z wielkim Nicolaem Herleą nie było łatwe, ale nie żałuję, że udało mi się dorwać spektakl z MET. To znakomite, zabawne, żywe przedstawienie ze świetną ekipą. To chyba moje ulubione nagranie „Cyrulika” w wykonaniu pana Varviso – na co dzień liryczny i raczej stonowany dyrygent tu znakomicie się bawi, a przy tym nie stracił na dyscyplinie i precyzji. Do tego Herlea brzmi fenomenalnie, a i nieznany Goerge Shirley ma świetny wieczór. Również, mimo lekkich uchybień wokalnych, primadonna może jak najbardziej się podobać. Corena i Siepi miewali lepsze dni, jednak znakomicie się bawią, podobnie jak pani Kriese w roli Berty.

Nadzwyczaj solidny wokalnie spektakl, do tego autentycznie zabawny. Przesłuchanie go nie będzie stratą czasu.

8. Sesto Bruscantini, Victoria de los Angeles, Luigi Alva, Ian Wallace, Carlo Cava, Laura Sarti, Glyndebourne Festival Chorus, Royal Philharmonic Orchestra, dyr. Vittorio Gui (EMI, 1962),

Nagranie EMI z 1962 roku zajęło kiedyś imponującą, piątą lokatę w zestawieniu moich ulubionych płyt. Po latach mój entuzjazm trochę opadł, ale wciąż uważam je za bardzo udane. Przyznaję się bez bicia, jest tu kilka elementów, które prezentują się absolutnie wybitnie: jestem nieuleczalnie zakochany w dyrygowaniu Gui’ego (Ta rytmika! Ta naturalność brzmienia! Ten naturalny, ale jakimś cudem niewinny cynizm!) i uwielbiam głos Victorii de los Angeles. Tu, uwolniona od nagrywania udręczonych lirycznych sopranów, śpiewa kobieco, ciepło, ale i z olbrzymią inteligencją. To kochająca, jednak sprytna młoda intrygantka. Tej wybornej dwójce towarzyszy bardzo dobry Alva i Bruscantini. Pewną słabością płyty są basy: nie-nienawidzę Iana Wallace’a jak wielu współczesnych komentatorów, lecz trochę odstaje od reszty. Carlo Cava to bardzo solidny Basilio, jednak łatwo znaleźć lepszego wykonawcę tej roli. Za to ładnie prezentuje się Berta w wykonaniu Laury Sarti. Ogólnie rzecz biorąc, wciąż świetna płyta, choć po latach widzę kilka niedociągnięć.

9. Tito Gobbi, Maria Callas, Luigi Alva, Fritz Ollendorf, Nicola Zaccaria, Gabriella Carturan, chór i orkiestra Philharonia, dyr. Alceo Galliera (EMI, 1957),

Nagranie studyjne EMI jest przez wielu uważane za najlepszą wersję tej opery. Przyznaję, ma sporo wielkich zalet, aczkolwiek dla mnie jest tylko „bardzo dobre”. Zacznijmy od plusów: po pierwsze, jak kiedyś zachwycałem się Callas w roli Rozyny, tak i teraz ją uwielbiam. Zabawna rzecz, diwa stulecia uważała się za osobę wręcz fizycznie pozbawioną poczucia humoru, a daje tak uroczy, zabawny spektakl (być może, patrząc na pewne problemy spektaklu na żywo, ktoś udzielił jej kilku mądrych rad). To również jedno z najlepszych nagrań w karierze Luigiego Alvy – brzmi świeżo, dostojnie i autentycznie młodzieńczo. Pamiętam, że w młodości nie lubiłem kreacji Tito Gobbiego, ale po latach stwierdzam, że byłem chyba za surowy – jeśli nawet nie stworzył najzabawniejszego i najbardziej przekonującego Figara, to wciąż jest lekki, młodzieńczy i pełen dobrego humoru cyrulik.

Schody zaczynają się z całą resztą: o Bartolu Fritza Ollendorfa można powiedzieć, że jest i w sumie nic więcej. Zaccaria w roli Basilia nie przekonuje i nawet bardzo dobra Gabriella Carturan w roli Berty nie zrekompensuje dwóch przeciętnych basów. Co do dyrygowania – Galliera prowadzi całość jakby miał prowincjonalny zespół i kierował małym, uroczym dziełem. I ta metoda działa, jednak chciałoby się trochę więcej zaangażowania.

Ogólnie trzeba posłuchać choćby fragmentów w wykonaniu głównej trójki, ale moim zdaniem nie jest to tak doskonałe nagranie jak twierdzi część krytyków.

9.5. Ernesto Badini, Malvina Pereira, Edoardo Taliani, Abele Carnevali, Umberto Di Lelio, Agnese Mometti, Francesco Festa (Fiorello i oficer), chór i orkiestra La Scali, dyr. Carlo Sabajno (różne firmy, 1919),

Nagranie sprzed ponad stu lat jest w sporej mierze wybitnym osiągnięciem, z drugiej strony – podejrzewam, że nie powinienem go tu nawet zamieszczać. Mamy liczne skróty, dźwięk jest ledwo akceptowalny, sposób gry aktorskiej nie zawsze dobrze się zestarzał. Jednakże dostajemy również wspaniałego Badiniego, świetną Pereirę, rewelacyjnego Talianiego i nadzwyczaj ciekawą kreację Umberto Di Lelio (ciekawostka: włoski bas był teściem Franca Corelliego), a to wszystko jest kierowane przez znakomitego dyrygenta. Równie szczęśliwie, w przeciwieństwie do nagrania z 1929 (o nim później), tu udało się zachować humor i swobodną atmosferę, więc nie można powiedzieć, że to pozycja muzealna. Z jeszcze innej perspektywy – mocno zmarginalizowano postać doktora Bartolo, w dodatku jest to średnio wykonana rola (zatem mamy słabe ogniwo w obsadzie). Polecam przesłuchać, choć nie wiem, ile mojego szacunku wynika z tego, że pomimo ponad setki na karku, to nagranie wciąż się trzyma, a ile tu prawdziwego zachwytu.

10. Giuseppe Valdengo, Lily Pons, Giuseppe di Stefano, Salvatore Baccaloni, Jerome Hines, Hertha Glaz, chór i orkiestra Metropolitan Opera, dyr. Alberto Erede (RCA/Sony, na żywo, 1950),

Głośny spektakl z Metropolitan Opera budzi we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony, ponownie, mamy wybornego Giuseppe di Stefano. Do tego Jerome Hines jest w bardzo dobrej formie i słuchanie jego Basilia to czysta przyjemność. Salvatore Baccaloni był zachwycającym basem i wybitnym komikiem, jednak takim, który bardzo dużo lubił dodawać od siebie. I o ile 90% jego wtrąceń jest faktycznie zabawnych, to mam wrażenie, że raz czy dwa posunął się o krok za daleko. Towarzyszący tej trójce baryton i sopran niespecjalnie mnie zachwycili, ale to solidni artyści i są wspierani przez świetną Bertę i solidnego dyrygenta. Reasumując, bardzo dobry spektakl, którego trochę ciągnie w dół „tylko” dobry baryton i primadonna. Za to miłośnicy di Stefano muszą koniecznie przesłuchać tę płytę.

11. John Charles Thomas, Lily Pons, Bruno Landi, Pompilio Malatesta, Ezio Pinza, Irra Petina, chór i orkiestra Metropolitan Opera, dyr. Gennaro Papi (na żywo, 1938),

Przedwojenna wersja „Cyrulika…” z MET może nie zestarzała się idealnie, ale nadal trzyma poziom. Ogromna w tym zasługa trójki solistów: po pierwsze, mamy wspaniałego Don Basilia w wykonaniu Pinzy (który bez większych problemów sięga tu sobie niskiego E, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie). Po drugie – zarówno Thomas jak i Landi może nie są najbardziej ortodoksyjni w swoich rolach, ale świetnie się bawią i wokalnie trzymają znakomity poziom. Lily Pons szaleje jak to ona i wydaję mi się, że tu akurat jest tu trochę sztuki dla sztuki, jednak jest szansa, że Was przekona. Istotnym problemem jest średni Bartolo Malatesty (śpiewa również alternatywną, mniej ciekawą arię) oraz zła jakość dźwięku. Mimo wszystko, dla kilku solistów warto chociaż raz przesłuchać.

Istnieje jeszcze jedno radiowe nagranie z archiwów Metropolitan Opera z tego okresu (1943), ale moim zdaniem coś w nim poszło nie tak. John Brownlee (którego na co dzień bardzo lubię) nie miał najlepszego wieczoru, podobnie jak Almaviva w wykonaniu Nino Martiniego. Mamy co prawda świetną Bidu Sayao, jednak zarówno Baccaloni jak i Pinza miewali lepsze występy (oczywiście panowie nie schodzą poniżej pewnego poziomu!).

11.5 Ettore Bastiani, Giulietta Simionato,  Alvino Misciano, Fernando Corena, Cesare Siepi, Rina Cavallari, chór i orkiestra Maggio Musicale Florentino, dyr. Alberto Erede (Decca, 1956),

Dziękuję Czytelnikowi DonMagnifico za rekomendację tego nagrania. Sama płyta prezentuje się dobrze, choć mam lekki niedosyt. Wielką gwiazdą tej wersji jest Alberto Erede, który nie dość, że kieruje orkiestrą lekko i precyzyjnie, to jeszcze świetnie prowadzi solistów. O ile Bastianini w tej roli mnie nie przekonuje (o czym opowiadam więcej przy innej płycie), o tyle tu śpiewa lekko i w duchu Rossiniego (choć humoru wciąż nie odnotowałem). Towarzyszy mu wspaniała, charyzmatyczna Giulietta Simionato i całkiem dobry Siepi (chociaż wydaje mi się, że miewał już lepsze występy w tej roli). Corena brzmi bardzo w porządku, Misciano jest jak najbardziej akceptowalny, choć nie porywa. Może nie jest to najlepsza płyta, ale warto ją przesłuchać, szczególnie z powodu kapelmistrza i primadonny.

12. Manuel Ausensi, Teresa Berganza, Ugo Benelli, Fernando Corena, Nicolai Ghiaurov, Stefania Malagu, chór i orkiestra Rossini di Napoli, dyr. Silvio Varviso (Decca, 1964),

Nagranie Dekki z 1964 roku jest bardzo udane, natomiast nie czuję tu tych samych emocji co w podobnie obsadzonym projekcie tej firmy, czyli „Włoszce w Algierze”. To bardzo dobra, solidna wersja: mamy haniebnie zapomnianego, znakomitego hiszpańskiego barytona Ausensiego, ponownie rozkosznie kobiecą i pełną namiętności Berganzę oraz bardzo dobrego, pomijanego w dzisiejszych czasach Ugo Benelliego. Corena miewał lepsze dni, ale jest w pełni akceptowalny, Ghiaurov dysponuje pięknym głosem, Malagu jak zawsze dostarcza świetną Bertę, a Varvisso dyryguje lirycznie i bardzo precyzyjnie.

To co mi przeszkadza? Reżyseria. Dla mnie jest to bardzo ładny, szalenie liryczny „Cyrulik…”, ale słucha mi się tego trochę jakby to dzieło Paisiella, a nie Rossiniego. Wszystkie takie gładkie, eleganckie, ale z tego też powodu – trochę mdłe.

Natomiast jeśli szukacie właśnie takiego delikatnego, pozbawionego pikanterii „Cyrulika sewilskiego”, to sądzę, że będziecie zachwyceni.

13. Sir Thomas Allen, Agnes Baltsa, Francisco Araiza, Dominico Trimarchi, Robert Lloyd, Sally Burgess, Ambrosian Singers, orkiestra St. Martin in the Fields, dyr. Sir Neville Marriner (Philips/Decca, 1985),

Po latach nie miałem dużych oczekiwań wobec tej płyty, ale rezultat jest wciąż więcej niż zadowalający. Przede wszystkim, pamiętałem, że Araiza był dobry, jednak nie pamiętałem, że trzymał aż tak wysoki poziom. Szczególne brawa należą się za „Don Alonsa” – świetnie przygotował, kiedy odgrywa poczciwego ucznia Don Basilia, a kiedy jest Almavivą. Reszta zespołu nie prezentuje może aż tak wybitnego poziomu, ale większość z nich można spokojnie zaakceptować. Baltsa ma miejscami problemy z oddechem, za to brzmi ładnie, czysto i młodzieńczo, z kolei Lloyd jest bardzo, bardzo dobrym, odrażającym Don Basiliem. Trochę przeszkadza mi szczekliwość w głosie Allena, lecz koniec-końców mogę mu jeszcze wystawić pozytywną notę. Za to nie jestem fanem Trimarchiego i ta płyta tylko mnie utwierdziła w tym przekonaniu. Marriner dyryguje elegancko i statecznie, ale nie stroni od humoru. Choć zdarzają się momenty dziwne (zakończenie La calunni) to wciąż solidnie przygotowany „Cyrulik”. Ogólnie – dobra, solidna, współczesna wersja. Raczej nie będę do niej wracać, ale jak ktoś lubi tych konkretnych solistów, to powinien być zadowolony.

14. Sir Thomas Allen, Frederica von Stade, Rockwell Blake, Claudio Desderi, Nicolai Ghiaurov, Catherine Cook, chór i orkiestra Opery w Chicago, dyr. Carlo Rizzi (na żywo, 1994),

Istnieją dwa znane nagrania audio Frederici von Stade – rzadko się to zdarza, ale tym razem wybrałem nowszą wersję. Starszy spektakl (1976) ma co prawda wspaniały zestaw czarnych charakterów (Renato Capecchi i Giorgio Tozzi – obaj świetni, obaj grający bardzo specyficznie), za to tenora i baryton w średniej formie.

Natomiast wersja z Chicago jest bardzo interesująca, głównie ze względu na wizję dyrygenta – to chyba najlżejszy „Cyrulik” w całym zestawieniu, powiedziałbym wręcz, że nieco operetkowy. Soliści mają co prawda małe głosy (z jednym wyjątkiem), ale wszyscy brzmią bardzo przyzwoicie. Von Stade śpiewa czystym, słodkim głosem: ta Rozyna jest co prawda wyzbyta pikanterii Callas, czy kobiecości Berganzy i de los Angeles, jednak wierzę, iż to młoda, szalenie zakochana dziewczyna. Allen nie zawsze brzmi idealnie (w Largo al factutum zaśpiewał nieprawidłowo pierwszy wers!), lecz przyznaję, że mnie przekonuje. Również Desderi i Blake mogą się podobać (choć ten pierwszy ma lekko gromką górę, a ten drugi trochę mały głos). Wielką rolę ma za to Nicolai Ghiaurov, który dominuje wokalnie nad całością. Z drugiej strony, przy tej wizji dzieła, sprawia wrażenie jedynego bohatera, który trzyma całość w ryzach (por. greccy królowie w „Pięknej Helenie”), co daje bardzo interesujący efekt. Rizzi prowadzi orkiestrę w szybkich tempach i dobrze się bawi, i my razem z nim. Nietypowa, bardzo odświeżająca wersja.

15. Marco Stecchi, Christiane Eda-Pierre, Luigi Alva, Andras Foldi, Alessandro Maddalena, Nadine Denize, chór i orkiestra Opery w Monte Carlo, dyr. Gianfranco Rivoli (różne firmy, 1970),

Nagranie z Monte Carlo ma kilka ciekawych elementów – po pierwsze, choć Luigi Alva ma już za sobą wiele występów i nagrań studyjnych jako Almaviva, to wciąż brzmi niezwykle świeżo. To jeden z jego najlepszych występów. Poza tym, towarzyszący mu Alessandro Maddalena jest bardzo dobrym Basiliem. I trzecia rzecz, która mnie zaskoczyła (aczkolwiek to już na minus): jak na nagranie studyjne, zadziwiająco dużo tu skrótów. Cała reszta jest solidna, choć na pewno niezapadająca w pamięć. Mimo wszystko, to bardzo sympatyczna, nieco prowincjonalna wersja z kilkoma wybitnymi akcentami.

16. Ettore Bastianini, Antonietta Pastori, Luigi Alva, Leo Pudis, Andrea Mongelli, Rina Corsi, chór i orkiestra Opery w Neapolu, dyr. Francesco Molinari-Pradelli (na żywo, 1956),

Nagranie z Neapolu jest całkiem dobre, aczkolwiek daleko mi do zachwytów. Bałem się Figara w interpretacji Bastianiniego i… tak, to nie moja bajka. Nie mam nic do wielkich, ciężkich głosów (nawet więcej, zdecydowanie je wolę), ale tu już naprawdę słychać śpiewaka od weryzmu i późnego Verdiego, który nawet nie udaje, że śpiewa wczesny, włoski romantyzm. Przyznaję, jest to zaśpiewane pięknie, więc na pewno znajdą się miłośnicy takiej interpretacji, jednak ja spasuję. Luigi Alva oczywiście trzyma poziom, choć zdarzyła mu się wpadka w Pace e gioia (pomylił wersy), tym niemniej – jak zawsze dobrze go słyszeć. Pani Pastori to solidna Rozyna, aczkolwiek nie sądzę, bym za kilka tygodni pamiętał o jej występie, podobne zdanie mam o Leo Pudisie w roli doktora Bartolo. Ciekawą postacią jest Andrea Mongelli – duży, świetnie wyszkolony bas, który znakomicie się bawi. Problem w tym, że czasem jest tak zaaferowany w dostarczanie dowcipów, że gdzieś gubi precyzję wokalną. Fakt, mamy tu świetny występ Riny Corsi, ale w ogólnym rozrachunku to tyko dobry spektakl.

17. Giuseppe Taddei, Giulietta Simionato, Luigi Infantino, Carlo Badioli, Antonio Cassinelli, Renata Broilo, chór i orkiestra mediolańskiego RAI, dyr. Fernando Previtali (różne firmy, 1950),

Nagranie sprzed 70-ciu lat miało spory potencjał, by trafić do topki, ale w ostatecznym rozrachunku jestem trochę rozczarowany. To znaczy, mamy znakomitą Simionato i bardzo dobrego Taddei’ego, i słuchanie tej dwójki sprawia mi ogromną przyjemność. Natomiast cała reszta jest solidna, uczciwie wykonująca swój zawód i… w zasadzie to tyle. Nie mam jakiś konkretnych zarzutów, „obiektywnie” to bardzo fajna rzecz, jednak konkurencja proponuje nam równie porządne wersje, które mają w sobie więcej temperamentu. Jeśli ktoś jest ciekaw, przesłuchanie na pewno nie zaszkodzi – może a nuż się przekonacie.

18. Aldo Protti, Renata Scotto, Alfredo Kraus, Carlo Badioli, Enrico Campi, Anna di Stasio, chór i orkiestra Opery w Neapolu, dyr. Vincenzo Bellezza (różne firmy, na żywo, 1958).

Przyznam, nie słyszałem wcześniej o tym spektaklu, ale nazwiska w trzech głównych rolach bardzo mnie zaintrygowały. I cóż, ta płyta na pewno bardziej pozostaje ciekawostką niż pierwszą rekomendacją, głównie z powodu dźwięku: co ciekawe, jest bardzo czysty i wszystko idzie zrozumieć, natomiast od czasu do czasu słychać… przelatujące samoloty. Do tego panowie, którzy nagrywali nucili sobie niektóre kwestie (no chyba, że to był sufler, ale przy tej ilości tekstu to chyba musiałby być wysyp nagłych zastępstw). Mimo wszystko, polecam przyjrzeć się tej pozycji. Po pierwsze: to chyba jedyny zachowany spektakl Renaty Scotto w tej roli. I choć zgadzam się z głosami krytyki, że włoska primadonna w kilku miejscach jest trochę oryginalna na siłę, to jednak w całości zdecydowanie mnie przekonuje. Towarzyszy jej Alfredo Kraus, który mimo młodego wieku brzmi trochę za dojrzale, ale z drugiej strony nawet przez sekundę nie przestaniemy wierzyć, że mamy do czynienia z prawdziwym hrabią. Wielką rolę ma Aldo Protti – zawsze go kojarzyłem jako solidnego, choć nie nadzwyczajnego barytona, a tu nie dość, że jest w szczytowej formie, to jeszcze swoją charyzmą ciągnie cały spektakl! Carlo Badioli ma świetne poczucie humoru i stanowi miły, komediowy dodatek, chociaż wokalnie słyszałem już lepszych Bartolów. Pan Campi to bardzo solidny Basilio i mamy świetną di Stasio. Pewien problem stanowi dyrygent, który trzyma całość w ryzach, ale też i nic więcej.

Ogólnie rzecz biorąc, to raczej ciekawostka, za to nadzwyczaj wysokiej klasy.

19. Renato Capecchi, Gianna D’Angelo, Nicola Monti, Giorgio Tadeo, Carlo Cava, Gabriella Carturan, chór i orkiestra Radia Bawaria, dyr. Bruno Bartoletti (różne firmy, 1960),

Nagranie z Niemiec, z 1960 roku jest dość nierówne, aczkolwiek dla kilku wybitnych elementów trzeba je koniecznie przesłuchać. Po pierwsze, całość bardzo ładnie dyrygowana przez Bruna Bartolettiego. Po drugie, znów mamy znakomitego Renato Capecchiego. Po trzecie Giorgio Tadeo daje rewelacyjny występ jako Bartolo. Carlo Cava na pewno nie zalicza się do czołówki Don Basiliów, ale spokojnie można go posłuchać. Pewien problem stanowi cała reszta: Monti brzmi średniawo, podobnie obie śpiewaczki. Trochę szkoda, ale dla kilku fragmentów warto przesłuchać chociaż kilka arii.

20. Sherrill Milnes, Bianca Maria Casoni, Franco Bonisolli, Enzo Dara, Joshua Hecht, Alicia Maraslian, chór i orkiestra Gran Teatre del Liceu de Barcelone, dyr. Ottavio Ziino (na żywo, 1970),

Rozmawiając o postaci Figara w wykonaniu Sherrilla Milnesa, poruszam dość drażliwą kwestię. Śpiewak obchodził się z cyrulikiem dość nieortodoksyjnie, radośnie śmigając po frazach, gwiżdżąc i improwizując, jakby był kolejnym Bartolem w obsadzie. Jeśli o mnie chodzi, to takie podejście jest znakomite i bardzo, bardzo lubię go w tej roli.

Niestety, amerykański baryton nie miał szczęścia do wersji studyjnej, ta bowiem ma ogromny problem w osobie Nicolaia Geddy, który chyba był już po prostu za stary do roli Almavivy (nie wiem, czy to nie najgorsze nagranie studyjne w jakim go słyszałem). I nawet niezła Sills i bardzo dobrzy Capecchi i Barbieri tu nie pomogli (poza tym Raimondi nie nadaje się na Don Basilia).

Co do spektaklu z Barcelony, to choć jest obciążony dość mierną jakością dźwięku (i nie wiem, czy czyszczenie tu coś pomoże), to w całości prezentuje się interesująco. Po pierwsze, Milnes jest w znakomitej formie i dostajemy świetnego Figara. Po drugie, towarzyszy mu młody Enzo Dara (debiut w tej roli), który śpiewa na swoim tradycyjnym, znakomitym poziomie. Co prawda primadonna i tenor nie skradli moich serc (jednak uważam, że to trochę za lekka rola do głosu Bonisolliego), ale również mogą się podobać. Pewien problem stanowi dla mnie pan Hecht, jako zbyt gromki Don Basilio. No i przepadło też kilka fragmentów całości, co trochę przeszkadza. Ogólnie bardzo ciekawa wersja, ale raczej do przesłuchania poszczególnych arii niż całości.

Istnieje jeszcze jeden dostępny spektakl z Milnesem – z 1971 roku, z Metropolitan Opera. I ponownie, amerykański baryton jest absolutnie zachwycającym Figarem. Towarzyszy mu mądre dyrygowanie Thomasa Schippersa, niezła Marylin Horne, solidni Tozzi (choć miewał lepsze spektakle), Corena i Kraft. Tylko co z tego, kiedy Enrico Di Giuseppe jest tak fatalnym Almavivą? Ech…

21. Kostas Paskalis, Marylin Horne, Rockwell Blake, Fernando Corena, Nicolai Ghiaurov, Margarethe Bence, chór i orkiestra Wiedeńskiej Opery Państwowej, dyr. Nicola Rescigno (na żywo, 1978),

Wersja z Wiednia została zarejestrowana w koszmarnej jakości dźwięku – trochę nie wierzę, że jakiekolwiek remasterowanie coś tu pomoże, ale jeśli to się uda, to może znacząco „podskoczyć” w rankingu. Co prawda Horne brzmi średnio, jak również słychać zbliżający się koniec kariery Coreny, natomiast Paskalis, Blake i Ghiaurov tworzą wspaniałe kreacje. Do tego, całość jest bardzo, bardzo dobrze dyrygowana. W obecnym obrazku raczej ciekawostka, ale kto wie? Może kiedyś dokona się cud i zostanie ładnie odnowiona.

22. Riccardo Stracciari, Mercedes Capsir, Dino Borgioli, Salvtore Baccaloni, Vincenzo Bettoni, Cesira Ferrari, chór i orkiestra La Scali, dyr. Lorenzo Molajoli (różne firmy, 1929),

Bardzo byłem ciekaw tego nagrania i, niestety, trochę się rozczarowałem. To wciąż solidna pozycja i myślę, że mimo wszystko warto dać jej szansę, ale ten zestaw nazwisk obiecywał więcej. Natomiast koniecznie trzeba przesłuchać fragmenty z głównym bohaterem, bowiem Stracciari udowadnia tu dlaczego jest uważany za jednego z największych barytonów w dziejach. Cała reszta jest solidna, ale sporo elementów się zestarzało. Capsir szaleje z koloraturą i bywa urocza w swoich popisach, tylko, że jak zapomnimy o wirtuozerii to niewiele zostaje z postaci, Borgioli nawet dla mnie jest zbyt staroświecki, Bettoni zaskakująco rozczarowuje, gdy pomyślimy o jego wspaniałych fragmentach z „Włoszki w Algierze” z podobnego okresu. Baccaloni wspaniale śpiewa, ale przyciężkawa reżyseria trochę podcina mu skrzydła (i nie ma arii A un dottore della mia sorte, podobnie zresztą jak oryginalnej drugiej arii Rozyny w akcie II). Ciekawy historyczny dokument, ze wspaniałym protagonistą, jednak nawet taka konserwa muzyczna jak ja musi powiedzieć, że jej miejsce jest już w przeszłości.

23. Hermann Prey, Teresa Berganza, Luigi Alva, Enzo Dara, Paolo Montarsolo, Stefania Malagu, Ambrosian Singers, London Symphony Orchestra, dyr. Claudio Abbado (DG, 1972),

Wspominałem już kiedyś o tej płycie i o bardzo podobnej wersji (na wideo) będzie później, więc tutaj krótko. Wersja Claudia Abbado o wiele lepiej prezentuje się na DVD niż w pierwszej wersji, zarejestrowanej tylko w audio. Soliści są mniej swobodni, dyrygent ma ciężką rękę, a i reżyseria jest, delikatnie mówiąc, średnia. Dalej można spokojnie przesłuchać, jednak prościej będzie po prostu sięgnąć po wersję wideo. Nie tylko dlatego, że to świetnie wyreżyserowany film, ale i od strony muzycznej jest lepszy.

24. Piero Cappuccilli, Margherita Guglielmi, Antonio Cucuccio, Giuseppe Valdengo, Silvano Pagliuca, Gabriella Schubert, Chór Czechosłowackiego Radia, Praska Orkiestra Kameralna, dyr. Giacomo Zani (różne firmy, 1969),

Projekt z 1969 roku jeszcze klasyfikuje się do nagrania, od którego „nie zniechęcam”, ale już jest bardzo, bardzo blisko negatywnej oceny. Wydaję mi się, że problem leży w dyrygowaniu – Zani wyraźnie się nudzi, a śpiewacy razem z nimi. Słychać w tych solistach ogromny potencjał (i zasadniczo śpiewają bardzo dobrze), ale to takie ciężkie, nienatchnione, bez polotu… Ech… Może kogoś zainteresuje taka bardzo poważna wersja „Cyrulika” (zwłaszcza, że od strony technicznej to dobra pozycja), jednak czy nie lepiej po prostu sięgnąć po inne dzieło?

Nagrania audio w innych językach:

1. Iwan Burlak, Wiera Firsowa, Iwan Kozłowski, Władimir Maliszew, Mark Reizen, Nina Ostrumowa, chór i orkiestra Radia w Moskwie, dyr. Samuił Samosud (różne firmy, 1953, po rosyjsku),

Nagranie studyjne z ZSRR to z jednej strony chyba najbardziej podręcznikowy przykład „liberalnego” podejścia do materiału źródłowego, a z drugiej strony pozycja, której pominąć się nie da. Soliści popisują się, ignorując partyturę, masa fragmentów jest poskracana, rolę doktora Bartolo pomniejszono (nie było pomysłu co zrobić z A un dottore della mia sorte, więc je po prostu wycięto), język rosyjski nie zawsze pasuje, ale… i tak trzeba przesłuchać. Soliści może i bezwstydnie się popisują, ale jak to robią! Cała ekipa śpiewa jak natchniona (jeden z najlepszych Don Basiliów w dziejach, w wykonaniu wielkiego Reizena) i po jakimś czasie człowiek przyzwyczaja się do tego szalonego, za to jakże wciągającego projektu. Nie każdy w tym się zakocha, ale radzę przesłuchać choć raz.

2. Hermann Prey, Ruth-Margret Putz, Peter Schreier, Fritz Ollendorf, Franz Crass, Annelies Burmeister, Berliner Rundfunk, Berliner Staatskapelle, dyr. Otmar Suitner (Orfeusz, 1965, po niemiecku),

Do wersji niemieckich jeszcze wrócimy przy ocenie znanego „Cyrulika” na DVD, natomiast teraz chciałbym się pochylić nad nagraniem studyjnym z 1965. Przejście z języka Petrarki na Goethego przeszło w miarę w porządku, choć mam wrażenie jakbym słuchał którejś z tych lekkich, romantycznych oper, których dzisiaj już się nie wystawia (dzieła Otto, Lortzinga, Flotowa).

Mimo to, zdecydowanie polecam tę wersję, choćby i ze względu na znakomity zestaw solistów. Prey po raz kolejny tworzy wspaniałego Figara, a śpiewanie w ojczystym języku sprawiło, że brzmi jeszcze swobodniej i radośniej niż we włoskich wersjach. Zastanawiałem się, czy Peter Schreier to odpowiedni wybór do włoskiej komedii (bardziej kojarzę go z pieśniami i utworami sakralnymi), ale brzmi zadziwiająco świeżo. Ollendorf prezentuje się zdecydowanie lepiej niż we włoskim nagraniu z 1957, również Franz Crass i Annelies Burmeister mogą się podobać. Primadonna brzmi jak dla mnie trochę płytko, jednakże nie odstaje aż tak od reszty obsady, bym miał traktować jej występ jako ciężki zarzut. Tym bardziej, że Suitner świetnie dyryguje.

Myślę, że fani niemieckojęzycznych łakoci mogą śmiało sięgać po to nagranie.

3. Eberhard Waetcher, Reri Girst, Fritz Wunderlich, Erich Kunz, Oskar Czerwenka, Hilde Konetzni, chór i orkiestra Wiedeńskiej Opery Państwowej, dyr. Karl Bohm (różne firmy, 1966, na żywo, po niemiecku),

Z innych, cenionych wersji niemieckojęzycznych, trzeba zająć się nad głośnym spektaklem z Wiednia. W obsadzie króluje absolutnie cudowny, szlachetny i młodzieńczy Fritz Wunderlich, którego naturalna słodycz tonu niszczy wszelkie, germańskie pstrokacizny. Erich Kunz i Oskar Czerwenka (znany ze świetnego, filmowego „Don Pasquale’a”) również prezentują bardzo wysoki poziom. Problem leży w dość średnim protagoniście śpiewanym przez Waetchera i równie mało zapadających w pamięć kreacjach kobiecych. Ciekawa rzecz, na pewno warta polecenia, ale osobiście nie będę do niej wracać.

4. Michel Dens, Liliane Berton, Jean Giraudeau, Lucien Lovano, Xavier Depraz, Freda Betti, chór i orkiestra Opery Comique w Paryżu, dyr. Jules Gressier (różne firmy, 1954-55, po francusku),

Wersja z Paryża to już inna bajka. Przekład językowy raczej działa (miejscami w La calunni było trochę dziwnie, za to A un dottore della mia sorte prezentuje się świetnie), ale gdzieś uleciał cały cyniczny humor. We francuskojęzycznym opracowaniu „Cyrulik” brzmi jak lekka liryczna komedia… A może to kwestia wykonania? Soliści śpiewają bardzo pięknie, ale wszystko jest takie „gładkie”, czasem wręcz bezosobowe.

Nasuwa się też pytanie – kto mógłby zainteresować się taką płytą? Bo o ile jest ładna, to jednak istnieją o wiele ciekawsze włoskojęzyczne wersje, a dla Polaka to włoski i francuski to zwykle ten sam nieznany język obcy. Pozostają tylko tacy, którzy francuski znają i mogą je potraktować jako ciekawostkę (jak np. ja).

5. Jacques Jansen, Renee Doria, Carlo Baroni, Louis Musy, Xavier Depraz, Margeruite Legouhy, chór i orkiestra Opery Comique w Paryżu, dyr. Jean Fournet (różne firmy, 1955, na żywo po francusku),

Oceniwszy studyjne nagranie zrobione po francusku, dowiedziałem się, że istnieje kilka spektakli z udziałem legendarnej Renee Dorii, a jedno z nich ma w obsadzie równie legendarnego Jacques’a Jansena. I jest to ciekawsze, choć trochę nierówne nagranie. Doria świetnie się bawi, a my razem z nią, Janses brzmi lekko i swobodnie, ale wciąż trzyma się wokalnych ram, również dwa basy mogą się podobać. Problem stanowi tenor, który nie miał najlepszego wieczoru. Trochę nierówna wersja, ale koniec-końców chyba ciekawsza od wersji Gressiera.

6. Ronald Maconaghie, Elizabeth Connell, Henri Wilden, Alan Light, Donald Shanks, (nie znalazłem nazwiska śpiewaczki wykonującej partię Berty), chór i orkiestra Opery w Australii, dyr. Myer Fredman (różne firmy, 1974, na żywo, po angielsku),

Wersja po angielsku jest… problematyczna. Szczerze mówiąc, spośród wszystkich języków, ten najmniej mi pasuje do tego dzieła. Jest płasko, bezbarwnie, trochę nudno. Szkoda, bo zebrany tu zespół brzmi bardzo solidnie (ze szczególnym wskazaniem na primadonnę i Don Basilia) i aż chciałoby się ich posłuchać po włosku. Można się zapoznać, ale cudów nie oczekujcie.

Nagrania wideo:

1, Hermann Prey, Teresa Berganza, Luigi Alva, Enzo Dara, Paolo Montarsolo, Stefania Malagu, Hans Kraemmer (Ambroży), Luigi Roni (oficer), chór i orkiestra La Scali, dyr. Claudio Abbado (DG, 1973),

O tej płycie pisałem już kilkukrotnie, najwięcej tu: https://poprostuopera.wordpress.com/2019/03/24/starcie-z-legenda-cyrulik-sewilski-jean-pierre-ponnella/

Nie mam nic więcej do dodania, może poza tym, że jakoś pogodziłem się z tym, że po prostu nostalgia przysłania mi wszelki obiektywizm. Ta płyta otworzyła mi oczy na muzykę klasyczną, ta płyta wprowadziła mnie w świat włoskiej komedii, ta płyta to przede wszystkim zestaw ciepłych, nostalgicznych wspomnień z dziecięcych lat, których zwyczajnie nie da się kupić. Odmawiam innej oceny niż najwyższa, ale to jeden z dwóch-trzech albumów w moim życiu, gdzie zwyczajnie nie dam rady przyjąć do siebie kontrargumentów. Jestem pewien, że każdy ma taką płytę w swojej kolekcji.

Ale sądzę, że nawet nie mając mojego nostalgicznego bagażu doświadczeń i tak jest to bardzo, bardzo porządny „Cyrulik”. Przesłuchajcie koniecznie, może zakochacie się tak 11-letnia wersja mnie.

2. Rolando Panerai, Teresa Berganza, Luigi Alva, Jean Christophe Benoit, Giorgio Taddeo, (nieznana śpiewaczka w roli Berty), chór i orkiestra la Societé des Concerts du Conservatoire (prawdopodobnie), dyr. Gianfranco Rivoli (na żywo, 1965),

Gdyby nie fakt, że mam wybitnie zachwiane poczucie obiektywizmu z powodu filmu Jean-Pierre Ponnelle’a, powiedziałbym, że ten „Cyrulik” to spełnienie prawie wszystkich marzeń i wersja po której możecie odpuścić sobie szukanie czegokolwiek innego. Oczywiście, są tu problemy, których łatwo się domyśleć: mamy skróty, jakość obrazu i dźwięku nie powala (choć ten drugi jest absolutnie akceptowalny), solistom zdarzają się drobne uchybienia wokalne lub problemy w forte.

Jednak jak darujemy sobie typowe problemy nagrania na żywo, które ma swoje lata, to odsłania się przed nami jeden z najwspanialszych „Cyrulików” w dziejach i nie mówię tu tylko o wersjach wideo. Rolando Panerai, nawet jak na swój standardowy poziom, prezentuje mistrzowską formę. Berganza brzmi rozkosznie kobieco i jest autentycznie przezabawna, również Alva miał swój dzień. Ogromną zaletą tej wersji jest wyjątkowo mocna obsada basowa: Giorgio Taddeo to jeden z tych głosów o których mało się mówi, a szkoda, bo był to wspaniały, wszechstronny solista. Trochę niepokoiło mnie nazwisko nieznanego mi Jeana Christophe’a Benoit. I okazało się, że to fascynująca postać – ceniony pedagog i profesor francuskojęzycznych uczelni, a przy tym świetny bas komediowy i aktor. Ciekawe, że tutaj doktor Bartolo jest trochę inną postacią niż ta, do której już się przyzwyczailiśmy: to raczej dobijający 40-tki dorobkiewicz, który ma mnóstwo werwy i pomysłów, z tym, że ten jeden (ożenek z Rozyną dla jej posagu) akurat mu nie wyszedł. Świetna, bardzo odświeżająca rola.

Bałem się (jak to często w starych spektaklach na żywo), że reżyseria będzie mdła i nudna. Jednak, o ile scenografia faktycznie nie robi wrażenia, o tyle całość prezentuje się zabawnie i z pazurem.

Wspaniała rzecz, koniecznie dajcie jej szansę.

3. Sesto Bruscantini, Fiorenza Cossotto, Renzo Casellato, Carlo Badioli, Nicolai Ghiaurov, Stefania Malagu, chór i orkiestra La Scali, dyr. Nino Sanzogno (na żywo, 1964),

Jak miło, że w internetowy eter trafił zapis występu La Scali w Moskwie. Nie jest to może tak magiczny spektakl, jak ten z Francji z 1965, ale wciąż znajdziemy tu mnóstwo wspaniałych elementów, a do tego jest w całkiem dobrej jakości dźwięku i obrazu.

Wśród solistów prym wiedzie wspaniały, młody Nicolai Ghiaurov w roli Don Basilia i cudowna Stefania Malagu, a całość pięknie otula ciepłe dyrygowanie Nina Sanzogno. Bruscantini i Cossotto są w nieidealnej, ale dobrej formie i świetnie się bawią. Renzo Casellato nie jest może Almavivą moich marzeń, jednak prezentuje zupełnie akceptowalny poziom. Szkoda tylko, że Badioli nie miał najlepszego dnia. Ogólnie rzecz biorąc, ten spektakl nie rzucił mnie na kolana, lecz wciąż trzyma wysoki poziom.

4. Leo Nucci, Marylin Horne, Ernesto Palaccio, Enzo Dara, Cesare Siepi, Scilly Fortunato, Giuseppe Moresi (Fiorello), Renato Ercolani (oficer), orkiestra i chór dell’Arena Sferisterio, dyr. Nicola Rescigno (na żywo, 1980)

Telewizyjna transmisja z Areny w Maceracie to dość ciekawy projekt: „Cyrulik” nigdy nie był dla mnie operą, która dobrze znosi duże sceny (bo i po co, skoro poza sewilską ulicą, akcja rozgrywa się w jednym domu) i robienie z tego superprodukcji trochę mnie nie przekonuje. Z drugiej strony, wygląda to ładnie i jest nie najgorzej wyreżyserowane (choć też i niezbyt kreatywnie), więc się nie czepiam.

Wokalnie mamy niezłą trójkę głównych bohaterów: głos Nucciego po latach brzmi o wiele gorzej niż na początku mojej operowej przygody, aczkolwiek to faktycznie jeden z lepszych występów w jego karierze (choć brzmi bardziej jak tenor udający baryton niż baryton per se), Horne też już nie budzi mojego entuzjazmu jak kiedyś, ale i ona wychodzi w miarę obronną ręką. Palaccio może nie jest di Stefano czy Alvą, jednak jego występ jest w pełni akceptowalny.

Znaczna część spektaklu spadła więc na barki czarnych charakterów i na szczęście, to dzięki nim spektakl nie rozłazi się w szwach. Chociaż zarówno Dara, jak i Siepi miewali lepsze wieczory w swoich karierach, to znakomici artyści obdarzeni przepięknymi głosami i rasowi aktorzy. Oglądanie ich występu to czysta radość.

Tak więc, nie jest to może nie wiadomo jakiej klasy spektakl wideo, ale wciąż ogląda się go całkiem dobrze. Na pewno można na niego rzucić okiem, nie mając większych oczekiwań (ale i bez większego ryzyka).

5. Leo Nucci, Lucia Valentini-Terrani, Francisco Araiza, Enzo Dara, Ferruccio Furlanetto, Raquel Pierotti, chór i orkiestra La Scali, dyr. Claudio Abbado (na żywo, 1981),

Nagranie z gościnnych występów La Scali w Tokio znalazłem wyłącznie w ledwie średniej jakości obrazu i dźwięku, z tego powodu nieco zaniżam ocenę. Jeśli to Wam nie przeszkadza albo w przyszłości zostanie stosownie wydane, możecie spokojnie przesunąć je do „góry” o przynajmniej jedno miejsce. Jest to produkcja Jean-Pierre Ponnelle’a (którą znamy z filmu DG z początku lat 70-tych) – przyznaję, ciekawie było zobaczyć jak filmową wizję przekuto na scenę.

Zestaw solistów jest troszkę nierówny, ale wciąż atrakcyjny – słabością płyty jest Leo Nucci, który w ciągu roku odnotowuje regres (choć wciąż jeszcze jako tako brzmi… z drugiej strony słychać coraz wyraźniej, że to tenor). Natomiast pozostała piątka solistów prezentuje o wiele lepszy poziom. Ciężko znaleźć pełne nagranie „Cyrulika” z udziałem Lucii Valentini-Terrani, a szkoda, bo to nagranie dowodzi, że była równie dobrą Rozyną, co Angeliną i Izabelą. Dara błyszczy w pełnej krasie, zaś Furlanetto był wówczas jeszcze bardzo, bardzo młody i jeszcze brzmi dobrze. Natomiast największą gwiazdą tej wersji jest wspaniały hrabia Araizy – choćby dla niego warto obejrzeć na ten spektakl. A i pozostali soliści nie stoją na straconej pozycji (mamy też niezłą Bertę Raquel Pierotti).

6. Rolando Panerai, Antonietta Pastori, Nicola Monti, Marcello Cortis, Franco Calabrese, Fernanda Cadoni, chór i orkiestra RAI, dyr. Carlo Maria Giulini (Immortal, 1954),

Film z 1954 ma ogromne zalety, jednak w ogólnym rozrachunku jestem rozczarowany. Oczywiście, świetnie zobaczyć Paneraia na ekranie, Monti również prezentuje dobry poziom, Calabrese jest akceptowalnym Don Basiliem i Giulini świetnie dyryguje. Natomiast ani Rozyna, ani Bartolo nie prezentują zadowalającego poziomu. Do tego, jak to bywa w tych starych filmach operowych, reżyseria jest nie najciekawsza, a i obraz oraz dźwięk nie zachwycają. Można obejrzeć, ale to na pewno nie mój faworyt.

7. Leo Nucci, Kathleen Battle, Rockwell Blake, Enzo Dara, Ferruccio Furlanetto, Loretta di Franco, Charles Anthony (oficer), chór i orkiestra Metropolitan Opera, dyr. Ralf Weikert (DG, 1989),

Przedstawienie z 1989 było niegdyś jednym z moich ulubionych. I choć wciąż trzyma niezły poziom, ciężko je uznać za w pełni udane. Przede wszystkim, teraz dokładnie widzę wady wokalne Nucciego (brzmi zdecydowanie gorzej niż z 1980). Furlanetto jest niezłym Don Basiliem, choć słyszałem zdecydowanie lepszych wykonawców tej roli.

Z drugiej strony mamy bardzo nieortodoksyjną, ale zabawną Rozynę Kathleen Battle, rewelacyjnego Enzo Darę, całkiem niezłego Blake’a i dobrą obsadę drugoplanową. Produkcja wygląda trochę dziwnie (wspominałem kiedyś, że bardziej przypomina to hacjendę na Florydzie niż hiszpański dom), ale ogólnie prezentuje się całkiem dobrze. Solidny spektakl, choć nie tak dobry jak go kojarzyłem.

8. Gino Quilico, Cecilia Bartoli, David Kuebler, Carlos Feller, Robert Lloyd, Edith Kertesz-Gabry, chór miasta Kolonia, orkiestra Radia ze Stuttgartu, dyr. Gabriele Ferro (różne firmy, na żywo, 1988),

Miałem dobre wspomnienia z kameralnego spektaklu z małej, niemieckiej sceny. I choć wciąż uważam, że jest nie najgorszy, to jednak entuzjazm opadł. Przede wszystkim, Gino Quilico jest średnim, niezbyt porywającym Figarem. Również Bartoli, choć przecież taka młoda, już tutaj zdradza poważne problemy techniczne (fatalna kontrola oddechu). David Kuebler również nie ma zadatków na wielkiego Almavivę. Natomiast trzeba dodać, że tę ledwie akceptowalną trójkę wspomaga bardzo dobry zestaw niższych głosów: Carlos Feller, świetny argentyński bas-baryton jest przekonującym Bartolem, a Robert Lloyd miał jeden z lepszych wieczorów w swojej karierze. A choć pani Kertesz-Gabry ma spore problemy z wymową, to z drugiej strony śpiewa ładnym, dużym sopranem, co też się liczy. Do tego bardzo lubię produkcję: kameralną, prostą, ale zrobioną ze smakiem.

Raczej nie będę już wracać do tego spektaklu, jednak wciąż można w nim znaleźć pozytywne elementy.

Nagrania wideo w obcych językach:

1. Herman Prey, Erika Koth, Fritz Wunderlich, Max Proebstl, Hans Hotter, Ina Gerhein, chór i orkiestra Opery Państwowej w Bawarii, dyr. Joseph Keilberth (DG, 1959),

Wersja na żywo z Bawarii to chyba najgłośniejszy i, w sumie jedyny interesujący, spektakl na wideo „Cyrulika sewilskiego” w obcym języku. Z tego powodu uznałem, że stworzę mu osobą kategorię. A jak się prezentuje to przedstawienie? Nadzwyczaj ciekawie. Mamy wspaniały duet Prey-Wunderlich: panowie są młodzieńczy, pełni pasji i w świetnej formie wokalnej. Hotter nie brzmi może „ładnie”, z drugiej strony w niemieckim przekładzie postać Don Basilia zyskała mnóstwo złowieszczych akcentów, a legendarny bas-baryton umie to świetnie oddać. Także Max Proebstl i Ina Gerhein mogą się podobać. Natomiast to już trzecie niemieckojęzyczne nagranie „Cyrulika”, gdzie po raz trzeci nie mogę przekonać się do primadonny – nie wiem, może to coś w przekładzie tej roli.

Z bardziej „obiektywnych” wad – choć produkcja jest ładna, to praca kamery bywa dziwna (są najazdy na widownię, często zupełnie bez powodu). Mimo to, choć jest kilka drobnych niedociągnięć, to bardzo ciekawa pozycja.

Nagrania wideo, których nie polecam:

Jak już wspomniałem, bardzo ciężko jest zrobić szczególnie złego „Cyrulika”, ale istnieją pozycję, które już spadają poniżej tej opinii „ujdzie” albo „dla maniaków danego artysty”.

Jedną z nich jest pozycja z Holandii – mimo bardzo ładnej produkcji i bardzo solidnego Renato Capecchiego w roli doktora Bartolo (i niezłej Jennifer Larmore), reszta średnio się sprawdza. Mamy prowincjonalnego Figara w osobie Davida Malisa i zwyczajnie złego Almavivę (Richard Croft). Do tego Simone Alaimo jest Don Basiliem, gdzie jego „bas” ledwo wystarczyłby na Bartola… Niestety, mimo kilku niezłych „za”, mamy tu mnóstwo „przeciw”.

Strasznie bałem się powrotu do „Cyrulików” z początku XXI wieku, z nazwiskiem Juana Diego Floreza na plakacie. I słusznie. Zacznijmy od spektaklu z Covent Garden (Joyce DiDonato, Pietro Spagnoli, Alessandro Corbelli, Ferruccio Furlanetto, Jennifer Rhys-Davies), z 2009. Nie wiem, czy to kwestia słuchania Floreza po tych wszystkich nagraniach di Stefano, Wunderlicha, Montiego, Alvy i Araizy, ale w konfrontacji z nimi Florez brzmi miałko i bezbarwnie. Góra, owszem, ładna i efekciarska, jednak poza tym niewiele tu zostało. Cała reszta też nie zachwyca: Spagnoli jest fatalnym Figarem (już lepsze warunki wokalne do tej roli ma Changham Lim, śpiewający Fiorella), a Furlanetto brzmi o wiele gorzej niż w czasie występów z lat 80-tych. Corbelli prezentuje się tu chyba najbardziej kompetentnie, lecz i on nie miał dobrego wieczoru. Pewną zagadką jest Joyce DiDonato, bowiem z jednej strony brzmi bardzo źle (głos jest tak mały, że nawet jak nie gra orkiestra to ledwo ją słychać), z drugiej strony – z powodu skręconej kostki śpiewała na wózku, tak więc trudno ją winić za gorszy wokalnie występ. Natomiast na pewno mogę zganić brzydką, wulgarną produkcję. Tak więc Londyn zawiódł.

Druga wersja, na którą udało mi się natrafić, to spektakl z Madrytu, z 2005. Pod pewnymi względami jest nieco lepiej: Florez wciąż mnie nie przekonuje, natomiast ma nieco więcej siły i mocy niż w 2009. Do tego Maria Bayo jest jak najbardziej akceptowalną Rozyną. Ale, niestety, pamiętajmy by plusy nie przysłoniły nam minusów: Raimondi to jeden z najgorszych Basiliów jakich słyszałem (a przynajmniej w ostatnich tygodniach – jak zapewne zauważyliście, przesłuchałem kilka płyt), Pratico świetnie gra i wokalnie jest jeszcze w porządku, ale jego głos niknie pod orkiestrą, gdy ta zagra głośniejszy akord. No i znowu Spagnoli w roli Figara… Produkcja jest o wiele lepsza w kwestiach scenograficznych, natomiast miejscami aktorzy trochę za bardzo szarżują, nawet jak na komedię. Ogólnie rzecz biorąc Madryt wygrał z Londynem, jednak są dużo ciekawsze wersje.

Pozostaje jeszcze ten spektakl, którego bałem się najbardziej – czyli wersja z Metropolitan Opera, z 2007. Przedstawienie o którym często opowiadałem jako o jednym z najlepszych spektakli XXI wieku, czymś czego wspomnienie było dla mnie dla odnośnikiem przy innych wersjach… No i zestarzało się to źle, choć nie fatalnie. Na plus na pewno należy policzyć Joyce DiDonato, która brzmi tu ładnie, a przy tym świetnie gra, niezłego Johna DelCarlo, solidne dyrygowanie Maurizio Beniniego i bardzo elegancką, dobrze przemyślaną produkcję. Problemy z Florezem, niestety, powracają – ładna, ciekawa góra i nic więcej. Również Petter Mattei nie zaskarbił sobie mojej sympatii. Z kolei John Rylea jak nie podobał mi się lata temu, tak dalej mnie nie przekonuje.

Te trzy spektakle nie są ogólnie najgorsze i jakbym nie miał wyjścia i musiał je obejrzeć od początku do końca, to na pewno nie zgrzytałbym zębami przez cały seans, jednak w zderzeniu z konkurencją nie mają szans. Przykre, lecz prawdziwe.

Z ciekawości zerknąłem też, które nagranie wideo ma najwięcej wyświetleń na YouTube – i proszę, okazało się, że ludzie najchętniej oglądają wersję z La Scali, z 1999 (Roberto Frontali, Sonia Ganassi, Juan Diego Florez, Alfonso Antoniozzi, Giorgio Surjan, Tiziana Tramonti). I, szczerze mówiąc, nie rozumiem dlaczego – jest to bardzo przeciętnie zaśpiewane, bardzo przeciętnie zainscenizowane i bardzo przeciętnie zagrane. Sprawia wrażenie projektu przygotowanego dla szkół za pieniądze z włoskiego MEN-u. Może dlatego ma tyle wyświetleń? Może młodzi ludzie oglądają ten spektakl we włoskich szkołach?

Nietypowe nagrania wideo, zdecydowanie warte polecenia:

1. Tito Gobbi, Giulietta Simionato (śpiewaczka)/Irene Genna (aktorka), Nicola Monti (śpiewak)/Armando Francioli (aktor), Taranto de Vito (śpiewak)/Cesco Baseggio (aktor), Giulio Neri, Patricia Deren (śpiewaczka)/ Lucia Vedovelli (aktorka), chór i orkiestra RAI w Rzymie, dyr. Franco Ferrara (Bel Canto Society, 1955),

Film z 1955 to jedna z ciekawszych rzeczy jakie widziałem – to w zasadzie luźna wariacja na temat „Cyrulika sewilskiego”, gdzie zarówno kolejność jak i ilość numerów muzycznych dalece odbiega od tego co wymyślił Rossini. Jest to de facto hybryda filmu i opery, a nie tradycyjny film operowy. Zastosowano tu też zabieg za którym nie przepadam, czyli obsadzono aktorów w miejsce wcześniej nagranych śpiewaków (choć przyznaję, synchronizacja dźwięku i obrazu jest całkiem dobra).

Jednak, jeśli przymkniemy oko na owe potraktowanie materiału źródłowego, objawi nam się wspaniały projekt: reżyser ewidentnie wie co chce zrobić, ma kilka znakomitych pomysłów (przy pierwszej serenadzie hrabiego, kamera podąża za Rozyną, która kombinuje jak otworzyć okiennice) i doskonale rozumie teatralną umowność w filmowym formacie. Do tego dysponuje dobrymi aktorami i jedną z najznakomitszych obsad wokalnych w ogóle (wszyscy słusznie pamiętają zjawiskowego Giulio Neriego, ale są tu przecież równie znakomici Gobbi, Simionato i Monti).

Z jednej strony – ciężko to traktować jako „rekomendację”, skoro to raczej wariacja na temat „Cyrulika sewilskiego” (ale w absolutnie najlepszym gatunku). Jednak dla tych głosów i reżyserii byłoby źle nie znać. Uznajmy, że to wzorcowa „druga pozycja”.

2. Tito Gobbi, Nelly Corradi, Ferruccio Tagliavini, Vito De Taranto, Italo Tajo, Natalia Nicolini, chór i orkiestra Opery w Rzymie, dyr. Giuseppe Morelli (Bel Canto Society, 1946),

Pozycja numer dwa to już bardziej standardowy „Cyrulik sewilski”. Jednak partytura została bardzo mocno okrojona. Zniknęły nie tylko takie „klasyki” wśród skrótów jak druga część A un dottore della mia sorte, ale nawet prawie cała uwertura! Cóż, podejrzewam, że ówczesna technika średnio dopuszczała tak wielkie przedsięwzięcie (a przynajmniej nie bez uniknięcia szalonych wydatków). Mimo wszystko, zdecydowanie warto się jej przyjrzeć: wciąż mamy wspaniałego, może nawet lepszego niż w 1955 Tito Gobbiego, szlachetnego Tagliaviniego, bardzo dobrą Corradi i całkiem niezłego De Taranto. Bardzo interesującą postacią jest tu Italo Tajo – jego Don Basilio to… chyba najsympatyczniejsze wcielenie tego łajdaka. Sprawia wrażenie nieszkodliwego menelo-muzyka (o aparycji Gargamela), choć kiedy zajdzie potrzeba, potrafi przeobrazić się w sprytnego przeciwnika. Ale widać ewidentnie, że to raczej niezbyt szkodliwy, drobny kombinator niż złowieszcze nemezis protagonistów.

Z powodu skrótów nie daję tej pozycji w klasycznych wersjach wideo, ale strasznie polecam.

A zatem, po latach werdyktu nie zmieniłem, przynajmniej co do ogólnej zasady – wciąż uważam, że istnieje bardzo dużo co najmniej dobrych nagrań „Cyrulika sewilskiego”, choć teraz zdecydowanie bliższe są mi starsze płyty. Wśród nagrań audio polecam szczególnie skupić się na pierwszej szóstce, wśród wersji obcojęzycznych: wersja rosyjska i pierwsza rekomendacja po niemiecku są nadzwyczaj interesujące. Zaś na wideo dwa pierwsze nagrania uważam za wyborne, bardzo ciekawa jest wersja śpiewana po niemiecku. No i nie można zapomnieć o dwóch mniej ortodoksyjnych filmach. A jeśli to dla Was za mało lub szukacie określonej wersji „po ulubionym śpiewaku”, to załączyłem tu naprawdę dużo solidnych nagrań.

Zapamiętajcie proszę chociaż tyle:

1) „Cyrulik sewilski” Rossiniego to najsłynniejsza komedia tego kompozytora, dzieło, które nigdy nie straciło na popularności;
2) Akt I to wielki łańcuch szlagierów, w akcie II napięcie nieco opada, ale i tam znajdziemy masę świetnej muzyki;
3) „Cyrulik” stał się ofiarą własnego sukcesu, gdyż wielu solistów i dyrygentów zmieniało genialną partyturę Rossiniego, kamieniem milowym powrotu do oryginału było opublikowanie pierwotnej wersji przez Alberto Zeddę;
4) Rossini jest uznawany za kompozytora okresu restauracji politycznej, więc jego fabuła jest poprawna politycznie i nie godzi w autorytet władzy;
5) Istnieje mnóstwo świetnych nagrań opery Rossiniego, a fenomen jej popularności oparty jest na świetnym wyczuciu teatru, naturalnej rytmice i… tym „czymś”, co wymyka się naukowcom i muzykologom, a jest typowe dla arcydzieła.

Informacje o poprostuopera

Pasjonat opery, dobrej literatury i gier RPG. Operę pokochał w szkole podstawowej i jest jej wierny od dobrych dwudziestu lat. Preferuje starą szkołę, choć nie odrzuca wszystkiego, co oferuje współczesna opera. Ponieważ gust prowadzącego zmieniał się przez te wszystkie lata, wiele starych wpisów (zwłaszcza tych dotyczących nagrań i ulubionych śpiewaków) jest częściowo nieaktualnych. Najstarsze wpisy (zwłaszcza z lat 2011-2018) podlegają regularnej aktualizacji. Wszelkie prawa zastrzeżone: kopiowanie, powielanie i przekształcanie artykułów za zgodą autora (proszę pisać maila na adres poprostuopera@gmail.com, na pewno odpowiem)
Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

28 odpowiedzi na „Złe dobrego początki, a koniec radosny – „Cyrulik sewilski” cz. 3 (dyskografia)

  1. donmagnifico pisze:


    Całkiem przyzwoite wykonanie z 2005 roku, bardzo miło się słucha.
    Na szczególną uwagę zasługuje Leo Nucci, jeden z najlepszych Figaro, jakich miałem okazję poznać,
    Rosina (Bontitatibus) też przypadła mi do gustu, a Antoniozzi, genialnie radzi sobie z trudną partią Bartola (chociaż do Dary bardzo dużo mu brakuje 🙂 ).
    Pozostali śpiewacy również trzymają dość wysoki poziom.
    Oprócz tego, bardzo podobają mi się niektóre sztuczki, chociażby Fiorello dyrygujący orkiestrą podczas cavatiny Hrabiego.
    Chciałbym zachęcić do wysłuchania i podzielenia się swoją opinią.

    • poprostuopera pisze:

      Dobry wieczór,

      Witam na blogu i bardzo dziękuję za nagranie. Przyznaję, jest to bardzo ciekawa pozycja – głównie za sprawą bardzo ładnej produkcji, która z jednej strony jest wierna librettu, a z drugiej pozwala sobie na umowności i urocze łamanie czwartej ściany 🙂 Również podoba mi się dyrygent, prowadzący orkiestrę w szybkich, radosnych tempach, świetnie rozumiejąc koncepcję reżysera.

      Z solistami jest już różnie – faktycznie Bartolo jest bardzo dobry, także Bontitatibus dobrze się spisuje. Mam trochę problem z hrabią, bowiem śpiewa on ładnie, ale głos jest bardzo mały, miejscami wręcz nie przebija się przez orkiestrę. Nucci ma rolę opanowaną w małym palcu, ale w mniej znanych fragmentach pozwala sobie na luz i słychać wtedy już jego wiek. Największy problem mam z Don Basiliem, choć z drugiej strony – gdzie znaleźć dobry bas?

      W każdym razie, bardzo dziękuję za nagranie w bardzo uroczej inscenizacji.

      Pozdrawiam serdecznie!

      • donmagnifico pisze:

        Ach te czasy gdy jeszcze ubóstwiałem Nucciego ;). Powiedzmy, że byłem młody i głupi, na ten moment do płyty wracam tylko aby się przekonać o tym że w ostatnich czasach był jakiś świetny Bartolo (nie wspominajcie mi o tym nosowym, skrzekliwym bufonie Pratica).
        W każdym razie- nie planowałem w najbliższym czasie wrzucać żadnych nagrań, ale wydarzyło się zdarzenie dość losowe. Szukałem sobie La Calunni w wykonaniu Ghiaurova i wpadłem na takie coś https://youtu.be/Hyv1cn93_2A.
        Szybki rzut oka na obsadę- ok jest Berganza, nie znam Figara pewnie jakiś pierwszy lepszy przyczłap, Corena odwali coś głupiego, ale z drugiej strony jest ten Ghiaurov i Benelli też byl fajny więc w sumie może coś zadowalającego z tego wyjdzie. No i jeszcze Malagu, jej Berty nigdy dosyć.
        No i tak- dostajemy pełną edycję Cyrulika, chyba bez żadnych udziwnień (cała aria Bartola, Cessa di piu).
        Jak wrażenia?
        O poziom Berganzy, Malagu czy Ghiaurova nie trzeba pytać, wszyscy wiemy ;).
        Figaro? Wyrzucił Tito Gobbiego z mojej pierwszej trójki (Panerai i Prey jeszcze się trzymają). Olbrzymi głos, w barwie pomiędzy Rameyem a MacNeilem. Widowiskowo, cudownie, świetnie. Benelli (na szczęście) mojego ulubieńca- Alvy nie przebił, ale coraz bardziej żałuję, że tak mało mam z nim do czynienia. W sumie- nagrał jakieś znane płyty? No i pozostaje ostatni rodzynek- Corena wypadł… jak dla mnie perfekcyjnie. Słuchałem olbrzymiej liczby wykonań tej roli (A un dottor to chyba moja ulubiona komiczna aria), i nie mam pojęcia ale to chyba najlepsze z jakim do tej pory się miałem okazję zetknąć.
        Innymi słowy- najlepsza płyta z jaką miałem okazję się spotkać- bardzo polecam.

  2. poprostuopera pisze:

    Mam to samo z Nuccim 🙂 Ojej, będzie trzeba zrobić jeszcze raz „Cyrulika”, ale to mi chyba zajmie z pół roku… Eh… Bardzo się cieszę, że odkrył Pan to nagranie, bo również uważam je za świetne (swoją drogą, nie wiem, czy czytał Pan o Trybunale Płytowym Dwójki, to nagranie tam się pojawia). Mam dość podobne odczucia: Berganza, Ghiaurov, Malagu są wspaniali, nieznany mi Ausensi jest znakomity. Bardzo lubię Benellego, ale wciąż wolę Alvę 🙂 Co do Coreny, to faktycznie, jest tu na bardzo wysokim poziomie – dalej wolę Darę z filmu, natomiast to też bardzo udane nagranie 🙂

    Warto też zwrócić uwagę na niesamowicie niedocenianego Varviso – ostatnio gdzie go nie spotykam, tam świetnie dyryguje, a wachlarz zainteresowań miał szeroki (pamiętał jak ostatnio zachwycałem się jego „Dziewczęciem z zachodu”).

    Najlepsze nagranie „Cyrulika…”? Nie wiem, spuścizna jest tak wielka, że musiałbym to sobie uporządkować, by wydawać tak śmiałe tezy. Jedno z najlepszych nagrań? Na pewno 🙂

    Pozdrawiam!

    PS – aha, nie wie, czy Pan zna, ale uważam, że powinien koniecznie obejrzeć (choć wiem, że nie lubi Pan Bruscantiniego) 🙂

    PSPS – a to nagranie ma lekkie skróty 🙂

    • donmagnifico pisze:

      Z Nuccim jest u mnie sprawa tego typu, że w zasadzie to on wprowadził mnie w magiczny świat Verdiego. Najpierw on, potem Bruson, potem wróciłem do Gobbiego, odkryłem kilku innych fajnych no i poleciało. Ale już na ten moment totalnie nie wiem w jakiej roli mi się podoba… Nie przetrwał próby czasu :c
      Jak dla mnie to z Cyrulikiem jest podobna sprawa jak z Rigolettem- jest milion nagrań, ale naprawdę ciężko trafić na naprawdę straszny chłam. No i jeszcze jest śpiewany przez naprawdę różne głosy- od wagnerowskich (Hotter) przez werystycznych i verdiowskich (Gobbi) na lirycznym bel-canto kończąc. Wiadomo, ostatnia grupa jest tą najbardziej wskazaną, ale powiedzmy sobie szczerze- pozostałe też mają swoich miłośników. Ja osobiście wolę gdy Cyrulik jest śpiewany i grany nieco ciężej i kieruję się w tej operze zasadą „najsolidniejszy i najbardziej wyrównany skład”, z olbrzymim naciskiem na to żeby Doktor nie ciągnął wszystkich innych w dół. Z tego powodu, mimo że najbardziej ceniłem sobie wersję Callas nie byłem w stanie uznać jej za ulubioną. Każde słuchanie wiązało się z męczeniem Ollendorfa… Jeszcze gorzej mam przy Los Angeles, tutaj nawet pomijając antypatię do Bruscantiniego- wybitnie słabe basy. Czyli z wymienianych na blogu zostawały mi wersje Abbado, nagranie z Alvą i Paneraiem i nagranie z Carlosem Fellerem (moja pierwsza wersja, mam do niej OLBRZYMI sentyment). Jakieś inne płytki też się pojawiały, ale nie zostawały na długo w moim sercu.
      W każdym razie powodzenia, chociaż to zadanie faktycznie jest wybitnie ciężkie- może zamiast recenzowania wszystkiego zrobić coś w stylu Balu Maskowego? Najlepsza wersja danego śpiewaka/dyrygenta razem z krótkimi opisami innych jego nagrań. Jednak to jest najpopularniejsza opera w historii (chyba.).
      A tak z innej beczki- będzie wideografia Wesela Figara? Czy to już zarzucony projekt?

  3. poprostuopera pisze:

    No niestety, ja tak mam (jak z Nuccim) z wieloma śpiewakami z przełomu wieków i prawie wszystkimi współczesnymi…
    Pełna zgoda co do porównania „Rigoletta” i „Cyrulika…” – jest mnóstwo bardzo dobrych nagrań, ale z powodu tego, że część z nich posiada elementy wybitne, ciężko znaleźć „idealne”.

    Z partią doktora Bartolo jest ten problem, że wymaga ona wybitnego aktora i bardzo zdolnego śpiewaka, a z powodu sławy „La calunni” i trudności z „A un dottore della mia sorte”, większość starych nagrań skupia się wyłącznie na pierwszym elemencie. Mało kto zdaje sobie sprawę, że to przecież czwarta pod względem wielkości rola i powinna być traktowana z absolutną powagą. Z tego powodu wiele starych nagrań ma właśnie tę rolę jako najsłabsze ogniwo.
    Nagranie Callas jest świetne, choć zawsze kołacze mi się myśl, że Panerai byłby lepszym wyborem do tytułowej postaci, a Bartolo jak mi się nie podobał, tak mi się nie podoba. Z kolei wersja Gui’ego dysponuje średnimi basami, ale chyba nie byłbym tak surowy. Cava nie radził sobie z partiami cięższymi, ale jest dla mnie akceptowalnym Basiliem, zaś Wallace… Hm… ilekroć słucham tego „Cyrulika” mam zawsze ten sam problem – lubię go jako aktora, natomiast nie wiem, czy śpiewa tak dobrze, czy tak beznadziejnie. Jest to na pewno dziwna kreacja, tu pełna zgoda. Szkoda, że EMI nie zatrudniło Neriego, Rossi-Lemeniego, Tayo, a do partii Bartolo – Baccaloniego, Luise, czy Capecchiego.

    Jedno jest pewne: „Cyrulik…” i „Rigoletto” wymagają ode mnie gigantycznych poprawek. A tu jeszcze prawie zapomniałem o „Weselu Figara” na wideo… Eh…

    Dobrze, to chyba zrobię to tak – pierwsza rzecz, którą muszę zaktualizować to ranking basów (ponieważ zaktualizowałem ranking barytonów, to tamten przestaje mieć sens). Potem zrobię „Purytanów”, bo już jakiś czas temu obiecałem, potem „Wesele” na wideo, a potem weźmiemy się za „Cyrulika”. I chyba zrobię tak jak Pan sugeruje – po nazwisku danego wykonawcy i do przodu 😀

    Pozdrawiam serdecznie

    PS – a w tym tygodniu będzie mały, ale uroczy wpis o nowym kanale operowym, który znalazłem 🙂 czas napisać o czymś miłym 🙂

  4. Pingback: Aktualizacja – „Cyrulik sewilski” | poprostuopera

  5. Don Magnifico pisze:

    Moim zdaniem- warto się pochylić jeszcze nad nagraniem Bastianiniego, Simionato, Siepiego i Coreny. Mimo że są w historii istnieli lepsi wykonawcy Almavivy od pana Misciano- reszta obsady trzyma fenomenalny poziom (Bastianini przekonuje nawet mnie, Simionato moim zdaniem jest najlepszą Rosiną po Berganzie i Callas, Corena pokazuje, że czasem to mu nawet udawało się nie żenować, a Siepiego to chyba nikomu nie trzeba przedstawiać), a on sam stoi na nawet niezłym poziomie :).
    No i oczywiście- dyrygentura Erede stanowi wartość dodaną, strasznie lubię jego sposób prowadzenia tej operki.
    O ile nie uważam, że to „najlepszy Cyrulik w historii” jak twierdzi masa internautów- to naprawdę solidna wersja 🙂

  6. poprostuopera pisze:

    Dziękuję – faktycznie, całkiem solidna pozycja (choć przyznam, że do faworytów trochę brakuje). Tym niemniej, dodałem do wpisu 🙂

    Pozdrawiam!

  7. Don Magnifico pisze:

    Dziękuję za dodanie, w sumie- sam oceniłbym tę płytę dość podobnie :).
    Obiło mi się o uszy, że istnieje jeszcze niemieckie nagranie roli Rosiny Christy Ludwig co faktycznie może być idealna kreacją, ale ciężko je znaleźć. Na razie spotkałem jedynie nagranie tej arii https://youtu.be/VRbgl164wpY i jej kreację Berty z czasów gdy jeszcze młoda była https://youtu.be/f2OvK11SzOM (niestety- skreślono Il vecchioto cerca moglie :c).
    A z innej beczki- chyba wpadł mi w ręce Bal Maskowy naszych marzeń :). Jedyną jego wadą jest wersja językowa (niemiecka), ale nie powinno to przeszkadzać- kreacje aktorskie i wokalne stoją na zabójczo wysokim poziomie, a Erede ponownie pokazuje, że zna się na rzeczy (Nilsson przy dobrym wsparciu należy do piątki(?) primadonn, które słychać w kulminacyjnym momencie aktu III!).

  8. poprostuopera pisze:

    O, właśnie miałem pytać o link, dziękuję, chętnie przesłucham, wygląda zacnie 🙂 Ostatnimi laty Youtube nauczył mnie, by nie szafować liczbami ile primadonn potrafiło coś zaśpiewać, bo jak do czegoś dojdę, to zwykle wręcza mi kolejne nazwisko (ostatnio znalazłem nagranie Saioi Hernandez – może nie przebija się przez orkiestrę, ale wyraźnie słychać co śpiewa: https://www.youtube.com/watch?v=W8jd4PGvofk ).

    Z Ludwig jest tak, że praktycznie czego by nie śpiewała, to warto przynajmniej zerknąć 😀 Rozejrzę się, może gdzieś istnieje kompletna wersja…

    Mam nadzieję, że nowy/stary wpis sprawił Panu choć trochę przyjemności i znalazł Pan coś, czego jeszcze nie znał 🙂

    Pozdrawiam!

  9. Don Magnifico pisze:

    Oj tak- chociażby przypomniałem sobie to fenomenalne nagranie z Krausem i Scotto czy w końcu zdecydowałem się na odsłuch rosyjskiej wersji językowej :). Strasznie pożyteczną pracą jest to odświeżanie dyskografii, uwielbiam czytać Pańskie komentarze :).
    Tak, generalnie jakbym miał się zdecydować na jedną śpiewaczkę którą miałbym określić jako najwybitniejszą- to właśnie ją Z jej pełnych nagrań Rossiniowskich trafiłem tylko na Kopciuszka, aczkolwiek spotkałem się z komentarzami że styl jej partnerów zupełnie nie pasuje do tej opery :c. Ale z drugiej strony- to Scarpia pisał 😉 https://youtu.be/DEAgbzvbIpU

  10. poprostuopera pisze:

    Bardzo dziękuję, cieszę się, że coś udało się znaleźć 🙂

    Fakt, Ludwig trafiła by i do mojej ścisłej czołówki najlepszych głosów w historii opery, zaczynając od tego jak pięknie śpiewała, poprzez to jak długo śpiewała, kończąc na tym jak szeroki miała repertuar 🙂 Słuchając jej Rozyny (a przynajmniej „Una voce…”) zrozumiałem, że jednak nie lubię primadonn z niemieckich wersji – Ludwig udowadnia, że można śmiało śpiewać Rossiniego po niemiecku 🙂

    Bardzo ciekawy ten „Kopciuszek” – w kilku miejscach słychać, że wycięto parę bardziej kłopotliwych fragmentów (chociaż to może być równie dobrze kwestia potężnych skrótów). Może nie jest to najlepszy przekład komedii z włoskiego na niemiecki (tu wciąż wolę „Don Pasquale’a), jednak dobrze się tego słucha 🙂

    Pozdrawiam,

    PS – w styczniu może być trochę skromniej na blogu, bo mam bardzo długą delegację, ale postaram się działać normalnym trybem 🙂

    • Don Magnifico pisze:

      Ostatnio znalazłem jej nagranie Carmen (również w przekładzie niemieckim)- fenomenalna wersja z chyba moją ulubioną interpretacją roli tytułowej, Preyem w roli Torreadora(!) i ciekawym Schockiem jako Don Jose. Niestety- Zuniga jest karygodny, co sprawia że nie można tej płyty uznać za ideał :c. Ale akurat tutaj przejście na niemiecki jest fenomenalnie zrobione- dziwne, ale łapałem się na myślach „kurcze, szkoda ze Bizet nie pisał w tym języku” ;). Chociaż ze słabszymi artystami- mogło pójść to o wiele gorzej.
      A tak swoją drogą- jak poszły zmagania z Cosi i Balem Maskowym? Zachwyciły Pana jak i mnie, czy było kiepskawo ;)?
      A jeśli chodzi o aktualizacje na wiosnę- może Lunatyczka? Nie dysponuje specjalnie wielką ilością nagrań, ale wiele ciekawych interpretacji przyniósł internet :).

      • poprostuopera pisze:

        Dobry wieczór,

        Czwarty dzień siłuję się z ostrym przeziębieniem i blog zalicza przerwę, mam trochę otępiałe reakcje na muzykę… Natomiast jeśli przy moim powrocie do zdrowia, ten „Bal maskowy” będzie brzmieć tak dobrze jak teraz, to chyba faktycznie mamy numer 1 🙂 I, rzeczywiście, przejście na niemiecki niespecjalnie jej zaszkodziło (choć w kilku fragmentach, trochę się zdziwiłem, na przykład, jak Sylwan nie krzyczy „Scherzatte” 🙂 ).

        „Carmen” po niemiecku ma dość długą tradycję – pamiętam, że jest ciekawa płyta z Helge Rosvaenge (niestety, tylko fragmenty, ale wiem, że coś jeszcze się zachowało, bo na pewno kojarzę „La fleur que tu m’avais jetee” https://www.youtube.com/watch?v=lqaBEiZIFJA ). Z drugiej strony, akurat ostatnio sobie siedzę nad librettem „Carmen” i jakoś niechętnie się biorę za tę operę w innym języku. Zwłaszcza jak w końcu rozgryzłem tekst arii toreadora i znalazłem parę interpretacji, gdzie idzie wszystko zrozumieć 😀

        „Lunatyczka”? Bardzo dobry pomysł. Pierwszy kwartał będzie prawdopodobnie najtrudniejszym w mojej pracy, więc czasu będzie mniej… Dawno nie słuchałem, dyskografia w ilości przystępnej, wpis był wieki temu. Dziękuję za sugestię 🙂

        Pozdrawiam!

      • Don Magnifico pisze:

        Obiecuję, że to już ostatni Cyrulik jakiego podsyłam.
        Włączyłem sobie przedwczoraj i jak siadłem to wstałem dopiero po pierwszym akcie. I to tylko dlatego, że byłem umówiony na konkretną godzinę 🙂

        Pierwsze pełne nagranie tej opery z dość znaczącymi, ale mało znanymi nazwiskami (Don Basilio to… teść Corelliego).
        Z wad- pozbawiono nas Contro un cor (moim zdaniem- najwybitniejszego fragmentu partytury), Bartolo śpiewa Manca un foglio, a w stretcie kwintetu nie udało się zaprezentować efekciarkiego gniewu Doktora. Czyli teoretycznie- mnie ta płyta powinna nie interesować ;). Ale kiedy przejdziemy do jej plusów- Rosina funduje nam świetną koloraturę, ale w przeciwieństwie do wielu jej współczesnych i późniejszych śpiewaczek- na pustej wirtuozerii się ne kończy. Bardzo inteligentne, ironiczne śpiewanie w którym żadna nuta nie jest pozbawiona sensu. Cudowna kreacja, jedna z moich ulubionych. Almaviva idzie bardziej w stronę zakochanego arystokraty niż młodego amanta, ale przy jego dość francuskiej emisji (piękne nosowe zabarwienie głosu) to nawet bardziej pasuje. Badini nie ma może najniższego i najpiękniejszego głosu, ale większego cwaniaka w roli Figara to ze świecą szukać. Don Basilio? Cudownie łączy w sobie komediowe i demoniczne akcenty swojej roli, przy okazji serwując nam cudowną górę (brzmiącą tak cudownie naturalnie). Ale pomimo tak oczywistych zalet- za największą gwiazdę uważam zupełnie nieznanego (to jego jedyne nagranie w życiu!- nie pozostawił po sobie nawet najmniejszej arii) Abele Carnevaliego. Jego falset, średnica głosu, niskie i wysokie tony- wszystko jest na właściwym miejscu, kojarzy mi się z Italo Tajo (ciężko o lepszy komplement). Szkoda, że nie dano mu do zaśpiewania A un dottor, aczkolwiek nawet tak mierna muzycznie Manca un foglio stanowi w jego ustach niezwykły smakołyk. Co ciekawe- jego kreacja jest pięknie cyniczna, brzmi tak jakby zupełnie nie przejmował tym że Rozyna go nie kocha. Łatwo uwierzyć, że posag go zadowolił ;). No i wreszcie dyrygent- Sabajno ma w pewnych środowiskach opinię najwybitniejszego dyrygenta w historii, nie wiem czy to prawda ALE to na pewno najlepiej poprowadzony Cyrulik jakiego w życiu słyszałem.
        Wiem że nie wszystkich zadowoli ze względu na brak ortodoksji, ale to moja nowa ulubiona wersja. Do teraz jestem zahipnotyzowany.

  11. Papagena pisze:

    Dzień dobry, puka do Pana ta okropna współczesność. Proponuję sprawdzić, choćby dla zobaczenia jak ograniczeniia pobudzają kreatywność pandemiczne video z Opera di Roma. jest tu https://drive.google.com/file/d/15hmTK5ugAaF1J7POBqMHiAMvx8nhCXmz/view?usp=sharing
    Zapewnie się Panu nie spodoba od strony muzycznej, w końcu to 2020 rok, ale…
    Pozdrawiam

  12. poprostuopera pisze:

    Dziękuję za polecenie – produkcja jest kreatywna, jak na czasy covidowe jakoś to ogarnęli. Nie rozumiem tylko, dlaczego kazali doktorowi Bartolo śpiewać na wózku, na pewno nie ułatwiło to życia Corbelliemu…

    Muzycznie? Raczej średnio – co prawda Corbelli nie schodzi poniżej pewnego poziomu, kobiece postaci też dają radę. Gorzej jak popatrzymy na Figara, a jeszcze gorzej jak posłuchamy Almavivę i Don Basilia…

    To, że jest z 2020 roku nie dowodzi, że będzie źle. Fakt, że jest słabo zaśpiewany jest dopiero dowodem.

    Pozdrawiam

  13. Julia pisze:

    Gratuluję tak szybkiego ukończenia tego obszernego artykułu, myślałam że będziemy na niego czekać do końca grudnia. A co do kolejnych aktualizacji to ze swojej strony proponuję ”Rigoletta” albo ”Łucję z Lammermoor”
    A korzystając z okazji, że już coś piszę, to czy, jeśli będzie kolejna część serii o zapomnianych śpiewakach, mógłby pan napisać coś o Giorgio Zancanaro, bo moim zdaniem warto.

  14. poprostuopera pisze:

    Bardzo dziękuję 🙂 Jeśli chodzi o Giorgio Zancanaro to będzie za dwie części – mam już w głowie pewien plan co do tej postaci, tylko zebrałem już dość nazwisk na następną część 🙂

    „Łucją…” i „Rigolettem” chętnie się zajmę (zwłaszcza tym drugim), ale bliżej późnej wiosny/wczesnego lata – pierwszy kwartał będzie dla mnie trudny w pracy (dlatego „Lunatyczka” jest tak dobrym pomysłem), a w maju mam pierwszy od lat urlop 🙂

    Pozdrawiam i życzę dalszego świętowania Narodzin Pańskich!

  15. poprostuopera pisze:

    Jeśli chodzi o wspomnianego „Cyrulika…” i „Bal maskowy”, to chwilowo jestem bardzo zajęty, ale postaram się w najbliższych dniach uzupełnić (nie mam urlopu, mimo świątecznej przerwy). W dużym skrócie – przesłuchałem „Bal maskowy” jeszcze raz i jestem absolutnie zachwycony. „Cyrulik” z kolei jest wspaniałym materiałem, który szalenie szanuję, ale przyznam, że serca mojego nie podbił. Ale bardzo dziękuję 🙂

    • Don Magnifico pisze:

      Widzę że uzupełnianie się powiodło- dziękuję że znalazł Pan czas 😉
      Trochę kiepsko że nie zgadzamy się co do zachwytów nad nagraniem Sabajno, ale tak- jest bardzo specyficzne.
      A jak tam zmagania z Cosi fan Tutte?
      Ogólnie nagrania z festiwalu w Aix en Provenze są strasznie mało znane, a szkoda- za każdym razem trafiam na nagranie w naszych ulubionych składach (nawet w formatach video!)
      https://youtu.be/dfxPTWx1FH0 – kolejne Cosi z Berganzą i Srich-Randall, jako Alfonso Bacquier, jako Fernando Michel Senechal (przed kryzysem!)
      https://youtu.be/8fQ6DKSDUZY – Wesele Figara z Paneraiem Stich-Randall i Lorengar.
      No i jest jeszcze Cyrulik (o którym Pan wspominał- mój ulubiony na video, zdecydowanie pomimo GIGANTYCZNEGO sentymentu do filmu, który pokazał mi na czym polega prawdziwe aktorstwo operowe) i Don Giovanni z Bacquierem (cudowna obsada- Alva, Panerai, Taddeo- strasznie niedoceniany zresztą, ale obciążona okropną Donną Elvirą :c).
      Ostatnimi czasy- coraz więcej wyświetla mi się na głównej stronie YT, więc mogę wstawiać co jakiś czas ciekawsze rzeczy 😉
      No i jeszcze na kolejny świetny Bal Maskowy trafiłem (może jeszcze lepszy niż ten z Nilsson), ale to już inna historia :).

  16. poprostuopera pisze:

    Nie ma sprawy, w końcu byłoby podejrzane jakbyśmy zgadzali się we wszystkim 🙂 „Cosi fan tutte” przesłucham w przyszłym tygodniu, robota z dwóch ostatnich dni dała mi zbyt mocno w kość. Na szczęście przyszły tydzień zapowiada się lepiej (choć na wszelki wypadek mam już prawie gotowy kolejny wpis o mniej znanych śpiewakach – tym razem bardzo specjalne wydanie 🙂 ).

    Tak, Aix-en-Provence ma piękną historię, zresztą w tamtej okolicy to nie jedyny taki teatr – wszak rzut beretem jest Orange z uroczym festiwalem operowym (i wspaniałą, antyczną sceną). Prywatnie polecam Prowansję (nie tylko muzycznie), choć trzeba się liczyć z morzem turystów 🙂

    Pozdrawiam!

    • Don Magnifico pisze:

      Przejęzyczyłem się z tym Guglielmem- chodziło mi o Fernando w wykonaniu Senechala („jako Fernando Senechal”).
      Cieszy mnie, że pojawił się Carlos Feller- to mój pierwszy basso buffo, jedyny śpiewak z pierwszego Cyrulika na jakim się nie przejechałem (Lloyd był świetnym Basiliem, ale w innych większych rolach to już trochę średnio ;/).
      Same opery trochę też do Prowansji nawiązują (chociażby słynna jak diabli aria z Traviaty- https://youtu.be/6oWXvLBzL-c).
      Pozdrawiam

      • poprostuopera pisze:

        Komentarz poprawiony 🙂

        Tak, mnie również cieszy forma Fellera po latach – natomiast żałuję strasznie, że nie bardzo idzie znaleźć materiały z jego już nawet nie „młodych”, a choćby „młodszych” lat… Po latach widzę w Lloydzie świetnego basa od ról drugoplanowych i dobrego interpretatora mniejszych, ale jeszcze znaczących ról. Gorzej, jak ma naprawdę dużą rolę do wzięcia… Cóż, przynajmniej jako Don Basilio wciąż się sprawdza 🙂

        Fakt, znane nawiązanie do Prowansji, ale wciąż mamy operę, która robi za przewodnik po tej krainie 🙂 https://poprostuopera.wordpress.com/2021/03/03/opera-francuska-opera-prowansalska-mireille-cz-1/

        Pozdrawiam 😉

  17. Pingback: Opera na 300 słów – „Cyrulik sewilski” | poprostuopera

Dodaj komentarz